Dwa dni później...
Zaraz po przylocie doktor Brzęczek włączyła komórkę, która od razu zaczęła grać Unchained Melody i wyświetlać numer Wasyla.
Przycisnęła aparat do ucha, starając się nadać swojemu głosowi uprzejmy i nie nerwowy ton.
- Słucham...?- zapytała, chociaż doskonale wiedziała co Wasyl jej powie.
Przez ostatni tydzień opiekował się nią jak zaaferowana kwoka trzęsąca się nad swoim kurczęciem.
Mało rozmawiali, w zasadzie zostawiał jej zakupy i sprawdzał, czy nic sobie nie zrobiła, ale sama świadomość, że jest obok niej była dziwnie kojąca. Po pocałunku w szpitalu nie wrócili już na ścieżkę wojenną, ale też nie zaczęli spijać sobie z dziobków. Na razie ich relacje były jak przedmiot zawieszony w próżni.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że wyjeżdżasz?- zapytał nie ukrywając złości. - Odwiózłbym cię na lotnisko, nie powinnaś sama prowadzić.
- Jestem już dużą dziewczynką i wykurowałam się na tyle, że mogę sama wsiąść za kółko. Nie potrzebuję ochroniarza Wasyl.-mruknęła lekko podirytowana a jednak dziwnie zadowolona.
Ktoś się o nią martwił, był wkurwiającym przyjacielem jej kuzyna, ale coś go do niego pchało. Pod płaszczykiem pierwotnych cech, rubaszności i ogólnymi cechami doprowadzającymi ją do furii, był ciepłym, czułym i opiekuńczym facetem.
- Brzęczek mieliśmy układ, zawieszamy broń. Mogłabyś chociaż raz posłuchać starszego i bardziej doświadczonego kolegi. - odciął się
- Starszy i doświadczony kolego, nie muszę cię powiadamiać o każdym moim kroku, tak samo jak ty mnie. Kapiszi? A tak na poważnie to sam rusz dupsko i zacznij ogarniać nowy kontrakt. Zapomniałeś, że jak darłeś paszczę po francusku to stałam obok ciebie.
- Znasz francuski?
- Na tyle, żeby domyślić się, że masz problemy. Rusz dupsko Wasyl bo stać cię na dużo. Pogadamy jak się zobaczymy. Pa niedźwiedziu!- ucięła rozmowę widząc wchodzącego na lotnisko Kubę.
Błaszczykowskiemu towarzyszył Piszczek wyglądający jak połączenie zakochanego kundla i upośledzonej małpy.
- Cześć Martynka.- uśmiechnął się, po czym od razu odebrał telefon wibrujący w kieszeni. Odszedł na bok szczerząc się do aparatu, jakby właśnie otrzymał wiadomość o transferze do niebiańskiej drużyny.
- Co mu jest? I dlaczego ma brudną twarz?- lekarka zauważyła, zapuszczany przez Piszczka zarost.
- Zakochał się chyba, nie wiem. - odpowiedział Kuba
- Akurat u niego to normalne. Aga w domu? Jak tam sobie żyjecie, moje gołąbeczki?-uśmiechnęła się szeroko.
Aga powiedziała mi, że masz rozmowę kwalifikacyjną. - zaczął kuzyn .- Nic nie mówiłaś, że chcesz przenieść się ze stolicy. Babcia panikuje,że się nie odzywałaś a Antek groził, że wróci z Londynu i przywoła cię do porządku.
- Babcia i mama zawsze panikują, miałam nawał roboty.- skłamała gładko.
- Nigdy nie miałaś, aż tyle roboty, żeby nie zameldować się na rozmowę z rodziną. Tina coś kręcisz i bardzo mi się to nie podoba. - Kuba zabrał jej bagaż zmierzając do wyjścia, Piszczek szedł dwa metry za nimi, nadal szczerząc się do iphone'a.
- Ludzie ja mam dwadzieścia dziewięć lat. Babcia nadal traktuje mnie jak małe dziecko.
- Babcia cię kocha. - objął ją ramieniem.- Piszczek skończ gadać i chodź do samochodu.
Blondyn niechętnie zakończył rozmowę.
- Kuba, przeproś Agę. Muszę coś załatwić. - powiedział dość enigmatycznie. - Zobaczymy się jutro na treningu. Pa Martynko- pocałował lekarkę wsiadając do swojego Audi.
Dwadzieścia minut później zaparkował przed swoim domem, machając stojącej przed drzwiami frontowymi Emilii.
- Kochanie.- przytuliła się do niego całując namiętnie w usta.
- Witaj.- oddał pocałunek próbując jednocześnie otworzyć drzwi frontowe. Wpadli do środka biegnąc w stronę sypialni.
Godzinę później Emilia leżała wtulona w umięśniony tors obrońcy, gładząc go delikatnie opuszkami palców. Łukasz głaskał ją delikatnie po ciemnych lokach.
Zakochałem się.- pomyślał uszczęśliwiony. Emilia okazała się być dobrą i zabawną dziewczyną, przeprosiła Agnieszkę a ten idiota Lewy nie zasługiwał na nią.
- Musimy powiedzieć Lewemu o nas.- zaczął delikatnie, Emilia zerwała się jak oparzona. W jej zielonych oczach widać było strach przed wyjawieniem chłopakowi prawdy.
- Nie możemy!- jęknęła- On mnie zabije, ty nie wiesz jaki jest Robert!
- Przecież to kawał tchórza.- syknął blondyn.- Skoro cię zdradzał, to nie zasługuje na ciebie kochanie.- przytulił ją do siebie.
- Na razie nic nie mówmy. Błagam Łukasz, musimy jeszcze ukrywać nasze uczucie.- spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami w których tonął bez reszty. - Kochał ją i gotów był ją bronić aż do samego końca.
- Dobrze, na razie nic nie powiem.- pocałował ją w czubek głowy.- Może coś zjemy?- zmienił temat.
- Chętnie.- uśmiechnęła się z wdzięcznością.
*Dom Kuby i Agnieszki
Aga przygotowywała spaghetti, Kuba kroił jarzyny na sałatkę a tymczasem Martyna obserwowała z zadowoleniem zakochanych.
- Wyglądacie jak zakochane gołąbeczki, spijacie sobie z dziobków a to miód na moje serce.- uśmiechnęła się ogryzając marchewkę.
Kuba wyszczerzył zęby w uśmiechu, cały aż spuchł z dumy.
- Mamy dla ciebie dobrą wiadomość w sumie to fakt, że jesteś w Dortmundzie jest nam bardzo na rękę. Trzeba tylko ściągnąć Wasilewskiego.
Lekarka na dźwięk nazwiska swojego wybawcy zbladła lekko, co nie uszło uważnemu wzrokowi przyjaciółki.
- A na co ci jesteśmy potrzebni?- zapytała jakby od niechcenia.
- Będziecie naszymi świadkami.- odpowiedział
- Co?! Oświadczyłeś się?! Co na to babcia?
- Dzwoniłem do babci, ucieszyła się, ale z wiadomych względów nie może przylecieć do Dortmundu. Poza tym wiesz, że ona czeka aż zaciągnę Agnieszkę do ołtarza. Na razie jest środek sezonu za trzy tygodnie gramy z Ukrainą, nie ma czasu na planowanie wesela a nam zależy żeby sformalizować związek. - odpowiedział piłkarz.
- Co prawda nie rozumiem pośpiechu, ale niech wam będzie. Piszczek wie?
- Piszczek chodzi zakochany, powiem mu po ceremonii, nie chcę żeby się rozeszło do mediów bo nie dadzą nam życia. Poza tym zwaliłoby nam się pół Borussi do mieszkania, po ostatniej imprezie miałem kaca dwa dni i wiesz, że się pokłóciliśmy.
- Nie mam zamiaru ci bronić imprez Kubulku. - Aga uśmiechnęła się z błyskiem w oku. - Tylko nie zachowuj się jak zazdrosny mąż.
- Ale ja będę twoim mężem!- odpowiedział
- Wiem, ale chciałabym żebyś jednak zachowywał się jak na co dzień.- pocałowała go w zarumieniony policzek.
Błaszczykowski dokończył sałatkę, wypłukał dłonie pod wodą, po czym czmychnął do salonu pograć w Fifę przez internet, umówił się na rewanżyk z Reusem.
- Skoro Kuba poszedł grać to teraz mi powiedz, dlaczego przez ostatni tydzień miałaś wyłączony telefon i czemu rumienisz się jak słyszysz nazwisko Wasyla?- wypaliła Agnieszka.
Chciała dowiedzieć się co trapi jej przyjaciółkę. Wiedziała, że kuzynka jej narzeczonego coś ukrywa. Znała ją od dziecka.
Martyna wiedziała, że będzie musiała się do wszystkiego przyznać. Aga nie da jej spokoju a sama nie chciała dźwigać tego problemu. Jej stalowe nerwy, zostały uszkodzone a psychika waliła się jak domek z kart.
Opowiedziała Agnieszce ze szczegółami dzień w którym napadł ją zboczeniec a Wasyl uchronił od gwałtu.
- Boże dziewczyno! Dlaczego nic nie powiedziałaś?!- zszokowana Agnieszka przytuliłą Martynę do siebie.
- Właśnie dlatego, że wiedziałam jak zareagują moi kuzyni, Antek i babcia. I tak chciałam zwolnić się z pracy. Tutaj będę miała większe szanse rozwojowe i przede wszystkim nie rządził nepotyzm.
- I bardzo dobrze skarbie! Na razie zamieszkasz u nas a potem pomyślimy. - zaczęła Agnieszka, Martyna musiała zastopować jej entuzjazm.
- Wynajmę sobie mieszkanie, nie chcę z wami mieszkać. Młode małżeństwa powinny być razem, nie możecie mnie mieć na głowie...
- Ale nie możesz zostać sama.
- Nie jestem sama. - uśmiechnęła się.- Mam was, będę często przychodziła, ale nie możemy popadać w paranoję. Poza tym chcę, żebyś zachowała to dla siebie.
- Ale Kuba powinien to wiedzieć.
- Bardzo cię proszę.
- No dobrze. A co o tym wszystkim myśli Wasyl?
- A co ma myśleć?- zapytała Martyna.- Uratował mnie, poskakał wokół jak opiekuńcza kwoka i poleciał do Brukseli.
- I nic nie mówił?
- Nie znasz Wasilewskiego? Zawsze do wszystkiego musi wtrącić swoje trzy grosze. - mruknęła lekarka.- Ale możemy już zakończyć rozmowę o nim?
- Jak chcesz, ja cię ciągnąć za język nie będę. - Agnieszka uśmiechnęła się pod nosem.
"Jeszcze mi wszystko powiesz Martynko"
- Powiedz mi jak tam twoja kuzynka i Lewy?
- Lewy wyznał mi miłość. - mruknęła Orda.
Brzęczek opluła blat kawą, która przed chwilą upiła. Wyglądała teraz jak ryba wyciągnięta z wody i rzucona na suchy ląd.
- Że co kurwa proszę?! Lewy?! Ten Lewy?! Mi- łość? Agnieszka czy ty robisz sobie ze mnie jaja? I co na to Kuba?!- dalej nie mogła wyjść z szoku a patrząc na zdenerwowaną przyjaciółkę uświadomiła sobie, że to raczej najszczersza prawda.
- A co miał powiedzieć. Wszedł w momencie kiedy wykrzyczałam Robertowi w twarz, że go nie kocham i nie mogę mieć dzieci.
- I Kuba też się dowiedział, ale Aguś przecież nie wiesz do końca czy nie możesz mieć dzieci. Możecie spróbować.- zaczęła łagodnie.
Przyjaciółka spojrzała na nią ze smutkiem w błękitnych oczach.
Mogło dojść do zapłodnienia i teoretycznie mogliby spróbować, ale lekarze powiedzieli wprost. Szansę na donoszenie zdrowego dziecka są minimalne. A ona nie chciała ryzykować bólu po stracie kolejnej kochanej osoby.
- Nie jestem w stanie ponieść takiego ryzyka. Kuba to rozumie, ale nie mam stuprocentowej pewności, że kiedyś będzie chciał mieć biologiczne dziecko. Krew z jego krwi.
- Daj spokój. Znam mojego kuzyna, kocha cię i nie ma dla niego znaczenia czy dziecko będzie miało jego geny czy kogoś innego. Przecież miłość nie wynika z DNA i krwi, ona rodzi się w sercu. A wy jesteście stworzeni do pokochania jakiegoś potrzebującego malucha. - uśmiechnęła się przytulając przyjaciółkę. - A póki co powinnyśmy chyba zaszaleć na zakupach, prawda? Musisz wyglądać ślicznie, nawet jeśli to dziesięć minut w urzędzie stanu cywilnego.
*Trzecia nad ranem, mieszkanie Łukasza Piszczka.
Łukasz spał snem sprawiedliwego z lekka pochrapując przez sen. Obok niego leżała Emilia, na jej uśpionej twarzy malowało się cierpienie.
- Pocałowałaś mnie pierwszy i ostatni raz Milka!- poprzez ryk muzyki dobywającej się z salonu państwa Strzelczyckich, Kuba usiłował brzmieć groźnie i donośnie.
- Ale Kuba...- osiemnastoletnia Emilia spojrzała na niego rozkochanym wzrokiem.- Ja cię kocham, dzisiaj skończyłam osiemnaście lat, chcę być z tobą. - próbowała się do niego przytulić, ale on odsunął się od niej.
- Ale ja ciebie nie kocham i jestem z Agnieszką!
Był wściekły, że przyjaciółka z lat dziecinnych nie szanuje jego uczuć a na dodatek jego dziewczyna to jej kuzynka.
- Jeszcze mnie pokochasz!- drobna pięść uderzyła go w klatke piersiową a jej właścicielka zniknęła w wypełnionym muzyką klubową salonie.
Tego co potem miało miejsce, Emilia nie potrafiła za nic wymazać z pamięci. Wyszła z własnego przyjęcia urodzinowego wsiadając w samochód, kierując się do centrum Londynu. Sporo wypiła a jej przytłumiona świadomość nie zarejestrowała dwóch mężczyzn idących za nią.
W brutalny sposób ściągnęli jej spodnie i ulżyli sobie, brukając jej nastoletnie ciało. Straciła dziewictwo w najgorszy z możliwych sposobów. Nie pomogły krzyki i wołanie o pomoc. Napastnicy zostawili ją obok samochodu Do domu wróciła nad ranem zamykając się w pokoju. Wpadła pod prysznic, zmywając z siebie brud i upokorzenie a także zrujnowane marzenia...
Łukasz usłyszał przeraźliwy krzyk, to Emilka krzyczała przez sen. Potrząsnął nią a potem złapał w ramiona, trzymając mocno i tuląc do piersi.
- Już dobrze, spokojnie kochanie to ja...- spojrzał w jej zapłakane, nie do końca świadome oczy.
Emilia uświadomiwszy sobie, że to był sen a wydarzenia w nim zawarte to smutna przeszłość, przytuliła się do Łukasza drżąc na całym ciele. Uspokajał ją, szepczac do ucha czułe słowa. Powoli odpreżała się, czując jak jej ciało poddaje się jego dotykowi.
- Wszystko w porządku?- zapytał łagodnie.- Miałaś zły sen...
- Tak, to był tylko zły sen.- przylgnęła do niego mocniej.
Ponad jego ramieniem patrzyła na rozświetloną ulicę i wirujące w światłach lamp płatki śniegu. Sen wracał jak bumerang, cyklicznie przeżywała gwałt z przed pięciu lat, ale nigdy nie było przy niej kogoś takiego jak Łukasz. Na ułamek sekundy czuła się kochana... Na jej skamieniałym serce pojawiła się wyraźna rysa.
_______________________________________________________________________
Trochę się pospieszyłam, ale Wielkanoc za pasem i nie będę miała czasu dodać w weekend.
Jestem podirytowana piątkowym meczem, chociaż szczerze mówiąc bardziej można było nazwać to tanim kabaretem z nagim zadkiem młodego Kosy... Ech!
No, ale nic! :)
Życzę miłego czytania a na pocieszenie... Pełen nadziei Kubulek!
Pozdrawiam Fiolka :*
poniedziałek, 25 marca 2013
czwartek, 21 marca 2013
Rozdział 22
Kuba pojechał na trening w tym czasie Agnieszka zamknęła się w gabinecie z dzbankiem kawy i stosem papierzysk. Od czasu przeprowadzki do Dortmundu minął ponad miesiąc a ona nie napisała ani strony do nowej książki. Czuła się trochę jak ostatni leń, jedyne co była w stanie stworzyć to co tygodniowe felietony do jednego z krakowskich miesięczników. Termin oddania wstępnego szkicu zbliżał się nieuchronnie, niczym hiszpańska inkwizycja a ona dalej siedziała w próżni.
Jeszcze te oświadczyny Kuby. Obgadali to wczoraj i postanowili poinformować tylko babcię, Dawida i Martynę. No i oczywiście Wasyla, który miał robić za świadka. Narzeczony przebąkiwał coś o Piszczku, ale z tym ostatnio nie było kontaktu. Chodził jak błędny i za nic nie chciał powiedzieć co mu jest. Od zaręczyn upłynął równy tydzień, w trakcie którego BVB zdołało przegrać z Bayernem 0:1. Agnieszka nie mogła zostawić futer samych w domu a nie znała nikogo kto mógłby się tymczasowo nimi zająć.
W duchu cieszyła się, że nie będzie musiała jechać. Ostatnio czuła się nieswojo w towarzystwie piłkarzy a zwłaszcza Lewandowskiego.
Widziała go przed wylotem chłopców do Irlandii, był miły, przyjacielski ale jakoś nie potrafiła mu zaufać.
A i Kuba nie krył się z tym, że nie przepada za młodszym kolegą. Piszczek nie chciał o nim słyszeć.
Aga spojrzała na platynowy pierścionek z pojedynczym brylantem, zdobiący jej dłoń. Uśmiechnęła się do siebie, bo Kuba chcąc być romantyczny upadł na kolana i coś strzeliło mu obolałych po meczu kościach.
- Widzisz jak ja cierpię z miłości?- jęknął podnosząc się z podłogi.
Aga wzięła w dłonie jego twarz, po czym wycisnęła na jego ustach soczystego, głośnego całusa.
- Mój ty cierpiący z miłości Romeo!- poczochrała jego nastroszone blond włosy.
Ten wieczór skończył na spaniu z rączkami na kołdrze, bo Kubę tak zmogło, że Klopp czym prędzej wysłał go do lekarza.
Z rozmyślań wyrwał pisarkę telefon komórkowy.
- Słucham?- odebrała po pierwszym sygnale, po drugiej stronie usłyszała głos Martyny.
- To ja...- odezwała się lekarka z lekkim wahaniem. Bała się reakcji Agnieszki, bo od tygodnia jedynym znakiem życia, jaki posłała w stronę Dortmundu był mail, ze wszystko u niej ok. Miała silne nerwy, ale jednak napaść zboczeńca wpłynęła na jej psychikę. Wasyl został z nią na ten czas, próbując pomagać, ale nie sprawiać wrażenia troskliwej kwoki, za co panna Brzęczek była mu niezmiernie wdzięczna.
- Raczyłaś w końcu włączyć telefon.- usłyszała chłodną odpowiedź Agnieszki. - Martwiliśmy się o ciebie. Babcia dzwoniła do Kuby, czy ma jakieś informacje.
- Żyję. - odpowiedziała lekarka. - Pisałam przecież maila.
- Mogłabyś czasem wziąć telefon i zadzwonić.- Czuję, że jest jakiś problem i mam nadzieję, ze jednak mi powiesz.
- Powiem, ale to nie jest rozmowa na telefon i musisz mi obiecać, że Kuba i babcia się o tym nie dowiedzą, oraz że ta informacja nie dojdzie do uszu moich rodziców i Antka.
- Przerażasz mnie. - pisarka zaczęła nerwowo stukać ołówkiem o kubek z kawą.
- Tylko się nie zamartwiaj.- uspokajała Martyna- Będę za dwa dni, mam rozmowę kwalifikacyjną w Clinic im Centrum Dortmund. - oznajmiła nieoczekiwanie.
- Co?! Boże to fantastycznie, będziesz blisko nas! - Aga usiłowała klasnąć w dłonie, przez co upuściła swojego iphone'a, który z brzękiem upadł na podłogę. Czym prędzej podniosła go przykłądając do ucha.- Słyszysz mnie? Telefon mi spadł.
- Słyszę, słyszę. - zaśmiała się przyjaciółka.- To zadzwonię jeszcze i dam znać o której mam lot.
- Kuba po ciebie przyjedzie.
- Spokojnie, dam sobie radę.
- Trzymaj się i pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- I nawzajem. Kocham cię Aguś!- Martyna cmoknęła w i rozłączyła się.
W tym samym momencie dzwonek u drzwi oznajmił nadejście gościa. Nie mógł to być Kuba, miał ze soba klucze, poza tym trening miał trwać do osiemnastej a potem jechał na zakupy. Orda niechętnie ruszyła się z ciepłego fotela, idąc w stronę drzwi frontowych przy których stały już oba koty.
Po drugiej stronie drzwi stał Robert Lewandowski ze zwykłym dla siebie, enigmatycznym wyrazem twarzy.
- Cześć. - uśmiechnął się ukazując równe,białe zęby. Nie nosił czapki, więc jego ciemne włosy były przyprószone śniegiem. - Mogę wejść?- zapytał uprzejmie.
Aga cofnęła się wpuszczając go do środka. Gdy oboje znaleźli się w salonie, usiadła możliwie jak najdalej od Lewego.
- Nie jesteś na treningu?- zapytała wprost.
- Poprosiłem trenera żeby zwolnił mnie trochę wcześniej. Chcę z tobą o czyms porozmawiać, ale czekałem na taki moment, kiedy Kuby nie będzie w domu. - oznajmił nieoczekiwanie.
- Co mianowicie jest tak ważnego, ze Kuba nie może się dowiedzieć? - zapytała
- Emilka. - odpowiedział a głos lekko mu drżał.
Z jego twarzy uśmiech zniknął jak zdmuchnięty a na jego miejsce wkorczyła mina pt" Boże jak ja cierpię"
- Coś nie tak z tobą i Emilką? Wiesz, ja nie chcę się wtrącać, ale jesteście ze sobą dopiero od jakiegoś miesiąca.
Lewandowski przysunął się do Agnieszki, prawie na nią wchodząc. Wyglądał jak zbity pies, co na chwilę uśpiło jej czujność.
- Bo widzisz ja... ja uświadomiłem sobie, że jej nie kocham. Że tak naprawdę chciałem przez nią udowodnić sobie, że potrafię z kimś być na poważnie, ze nie skacze z kwiatka na kwiatek. A wybrałem ją bo chciałem być blisko...ciebie.- wyznał żarliwie. Agnieszka odsunęła się od niego gwałtownie, ale on złapał ją za rękę przyciągając do siebie.
- Robert co ty pleciesz?!- zapytała chcąc wyrwać się z jego uścisku. - Przecież my się prawie nie znamy!- zaczęła
- Już w grudniu wiedziałem, że coś do ciebie czuję. Aga...ja nie chcę ranić Kuby, to mój kolega, ale to jest silniejsze ode mnie! To uczucie spadło mi na głowę niczym ciężki fortepian. Ja nagle spojrzałem na wszystko z innej perspektywy, chcę się dla ciebie zmienić. Chcę być lepszy!
- Ale ja cię nie kocham!- wyrwała się na tyle skutecznie, że upadła na kanapę. Lewy przysunął się do niej a w jego oczach widać było jakieś szaleństwo.
- Jego też tak naprawdę nie kochasz! Co on ci może dać? Już raz się rozstaliście, jesteś zdolna pokochać kogoś innego!- wypalił - Pomyśl, tylko moglibyśmy osiągnąć tak wiele, nosiłbym cię na rękach. Mielibyśmy dzieci!
W Agnieszkę jakby coś nagle wstąpiło!
- Ja nie mogę mieć dzieci!- ryknęła strasznym głosem.
W tym momencie w progu salonu stanął Kuba.
Obaj patrzyli na nią zmieszani i zakłopotani.
Oczy Agi wezbrały łzami, płacząc uciekła do swojego pokoju, zamykając się na klucz.
- Co ty tutaj kurwa robisz?- zapytał wkurzony Błaszczykowski.- I dlaczego moja narzeczona wyznaje ci właśnie, że nie może mieć dzieci a potem płacze?- zapytał zbliżając się do Lewego jak dziki tygrys do ofiary.
- Rozmawiałem z nią. I właśnie uświadomiłem sobie, że nie zasługujesz na nią.- warknął Lewandowski.
- Spieprzaj stąd! - Kuba złapał go za kurtkę i zaczął pchać w stronę drzwi wejściowych. - Jeszcze jedna twoja wizyta pod moją nieobecność i nagabywanie Agnieszki a inaczej porozmawiamy! - jasne oczy Błaszczykowskiego lśniły furią.
- Jeszcze zobaczymy Błaszczykowski! Jesteś idiotą!- powiedział na odchodnym znikając w śnieżnej zawiei.
Kuba z całej siły trzasnął drzwiami, tak że prawie wyleciały z zawiasów.
Czym prędzej popędził na piętro, gdy uświadomił sobie, że Aga się zamknęła bez ceregieli kopnął w nie wchodząc do środka. Nie miał zamiaru bawić się w błaganie jej przez dziurkę od klucza. Wiedział, że Aga popadająca w skrajną rozpacz potrafi zamknąć się sama na kilka godzin.
Dziewczyna leżała na łóżku zanosząc się łzami. Kuba usiadł obok niej gładząc delikatnie jej jasne włosy. Serce mu się krająło na ten widok, nienawidził kobiecego płaczu a gdy płakał ktoś kogo szczerze kochał, jemu też udzielał się wisielczy nastrój.
- Aguś.- szepnął delikatnie. - Powiesz mi dlaczego powiedziałaś Lewemu, że nie możesz mieć dzieci? Co ten idiota tutaj robił?
Odsunął z jej twarz potargane włosy patrzac wprost w załzawione oczy. Podniosła się wtulając się w jego tors.
- Ja...ja chciałam ci to powiedzieć, jeszcze przed ślubem. - zaczęła pochlipując cicho. Błaszczykowski gładził jej plecy kolistymi ruchami. - Po wypadku i poparzeniach zostały mi zrosty, lekarz powiedział, że na osiemdziesiąt procent nie będę mogła mieć dzieci. Nie donoszę ciąży Kuba! Nie będę mogła dać ci dzieci!- załkała a jemu serce ścisnęło się z bólu.
- Agnieszka spójrz na mnie! - przemówił łagodnie.
Podniosła na niego spłakane oczy.
- Kocham cię! To powinno ci wystarczyć! Ciebie ze zrostami czy bez z bliznami, całą rozumiesz? Jesteś miłością mojego życia i z dziećmi czy bez zamierzam być z tobą szczęśliwy. Zawsze możemy adoptować kogoś. Wiesz, że ja wychowałem się bez rodziców, ty zresztą też, możemy jakiemuś dziecku stworzyć kochający dom. Razem z tymi okropnymi sierściuchami! Nie ważne, że nie będzie naszym biologicznym dzieckiem, więzy krwi są mało ważne. Sama wiesz, że rodzina potrafi krzywdzić. - pocałował ją delikatnie wkładając w to całe serce. Leżeli przytuleni a Aga powoli uspokajała się.
- Też cię kocham.- szepnęła łapiąc go za rękę.
- To dobrze bo za tydzień bierzemy ślub cywilny. - przewrócił się na bok, żeby móc ją obserwować z bliska. Na jej ciemnych rzęsach lśniły jeszcze kropelki łez. Scałował je składając pocałunki na całej twarzy. Gdy dotarł do ust pieścił je przez chwilę a potem pocałował ja namiętnie i z pasją.
Nie rozmawiali o Lewym. Ufał Adze, postanawiając dołożyć wszelkich starań, żeby Robert trzymał się od niej z daleka.
Lewandowski wpadł do swojego mieszkania trzaskając drzwiami. W salonie Emilka poprawiała makijaż uśmiechając się do przenośnego lusterka. Ciemne loki, falą opadały jej na ramiona. Spojrzała na wściekłego wspólnika z mało współczującą miną.
- Źle ci poszło u mojej kuzyneczki? Już jej powiedziałeś jak ją kochasz?- zapytała zjadliwie. - Mówiłam ci, żebyś nie leciał od razu z dziobem. Ta idiotka może jest naiwna jak sierotka Marysia, ale kocha Kubę i bynajmniej nie leci na kasę.
- Stul pysk!- Lewy podszedł do barku nalewając do szklaneczki whisky. Wypił duszkiem uzupełniając ją bursztynowym płynem.
- Cham! Powiem ci coś mój książę! Jesteś skończonym idiotą! Ja przynajmniej wyeliminowałam tę ciotę bez zarostu.
- Tak i dlatego rżniesz się z nim od tygodnia?- uniósł brwi w geście politowania. - Jesteś pustą idiotką.
- A ty jesteś skończoną pizdą! Nawet baby nie potrafisz omotać. Nie rozumiem tych zachwytów faneczek nad tobą. Gdyby chociaż jedna wiedziała, jakim jestem debilem, to zastanowiłyby się przed robieniem ci n- tej ilości durnych fanpage'ów. A teraz idę rozkochiwać w sobie Piszczka i radzę ci przemyśleć taktykę. Ja nie zrezygnuję z Kuby tak łatwo, ty rób co chcesz. - powiedziawszy to wymaszerowała z pokoju zostawiając za sobą woń drogich perfum.
________________________________________________________________________
Dodaję trochę wcześniej, bo jak same wiecie jutro mecz a w weekend będę trochę zajęta.
Także jak zwykle życzę miłego czytania!
Buziaki Fiolka :*
I jeszcze krótkie ogłoszenia parafialne!
Ponownie proszę o wpisywanie adresów swoich blogów w SPAMIE, każdy blog przekieruje was do odpowiedniego miejsca na mojej podstronie. Powiadomienia o komentarzach przychodzą mi na maila i naprawdę ciężko jest mi wysupływać z adresy z komentarzy.
Drugi komunikat, to takie małe ogłoszenie.
Mamy w planach z Martiną z którą współtworzę "Morze miłości" napisać bloga o tematyce piłkarsko- sakralnej :D Szczegóły pod tym adresem "Siostrzyczki :D
Jeszcze te oświadczyny Kuby. Obgadali to wczoraj i postanowili poinformować tylko babcię, Dawida i Martynę. No i oczywiście Wasyla, który miał robić za świadka. Narzeczony przebąkiwał coś o Piszczku, ale z tym ostatnio nie było kontaktu. Chodził jak błędny i za nic nie chciał powiedzieć co mu jest. Od zaręczyn upłynął równy tydzień, w trakcie którego BVB zdołało przegrać z Bayernem 0:1. Agnieszka nie mogła zostawić futer samych w domu a nie znała nikogo kto mógłby się tymczasowo nimi zająć.
W duchu cieszyła się, że nie będzie musiała jechać. Ostatnio czuła się nieswojo w towarzystwie piłkarzy a zwłaszcza Lewandowskiego.
Widziała go przed wylotem chłopców do Irlandii, był miły, przyjacielski ale jakoś nie potrafiła mu zaufać.
A i Kuba nie krył się z tym, że nie przepada za młodszym kolegą. Piszczek nie chciał o nim słyszeć.
Aga spojrzała na platynowy pierścionek z pojedynczym brylantem, zdobiący jej dłoń. Uśmiechnęła się do siebie, bo Kuba chcąc być romantyczny upadł na kolana i coś strzeliło mu obolałych po meczu kościach.
- Widzisz jak ja cierpię z miłości?- jęknął podnosząc się z podłogi.
Aga wzięła w dłonie jego twarz, po czym wycisnęła na jego ustach soczystego, głośnego całusa.
- Mój ty cierpiący z miłości Romeo!- poczochrała jego nastroszone blond włosy.
Ten wieczór skończył na spaniu z rączkami na kołdrze, bo Kubę tak zmogło, że Klopp czym prędzej wysłał go do lekarza.
Z rozmyślań wyrwał pisarkę telefon komórkowy.
- Słucham?- odebrała po pierwszym sygnale, po drugiej stronie usłyszała głos Martyny.
- To ja...- odezwała się lekarka z lekkim wahaniem. Bała się reakcji Agnieszki, bo od tygodnia jedynym znakiem życia, jaki posłała w stronę Dortmundu był mail, ze wszystko u niej ok. Miała silne nerwy, ale jednak napaść zboczeńca wpłynęła na jej psychikę. Wasyl został z nią na ten czas, próbując pomagać, ale nie sprawiać wrażenia troskliwej kwoki, za co panna Brzęczek była mu niezmiernie wdzięczna.
- Raczyłaś w końcu włączyć telefon.- usłyszała chłodną odpowiedź Agnieszki. - Martwiliśmy się o ciebie. Babcia dzwoniła do Kuby, czy ma jakieś informacje.
- Żyję. - odpowiedziała lekarka. - Pisałam przecież maila.
- Mogłabyś czasem wziąć telefon i zadzwonić.- Czuję, że jest jakiś problem i mam nadzieję, ze jednak mi powiesz.
- Powiem, ale to nie jest rozmowa na telefon i musisz mi obiecać, że Kuba i babcia się o tym nie dowiedzą, oraz że ta informacja nie dojdzie do uszu moich rodziców i Antka.
- Przerażasz mnie. - pisarka zaczęła nerwowo stukać ołówkiem o kubek z kawą.
- Tylko się nie zamartwiaj.- uspokajała Martyna- Będę za dwa dni, mam rozmowę kwalifikacyjną w Clinic im Centrum Dortmund. - oznajmiła nieoczekiwanie.
- Co?! Boże to fantastycznie, będziesz blisko nas! - Aga usiłowała klasnąć w dłonie, przez co upuściła swojego iphone'a, który z brzękiem upadł na podłogę. Czym prędzej podniosła go przykłądając do ucha.- Słyszysz mnie? Telefon mi spadł.
- Słyszę, słyszę. - zaśmiała się przyjaciółka.- To zadzwonię jeszcze i dam znać o której mam lot.
- Kuba po ciebie przyjedzie.
- Spokojnie, dam sobie radę.
- Trzymaj się i pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- I nawzajem. Kocham cię Aguś!- Martyna cmoknęła w i rozłączyła się.
W tym samym momencie dzwonek u drzwi oznajmił nadejście gościa. Nie mógł to być Kuba, miał ze soba klucze, poza tym trening miał trwać do osiemnastej a potem jechał na zakupy. Orda niechętnie ruszyła się z ciepłego fotela, idąc w stronę drzwi frontowych przy których stały już oba koty.
Po drugiej stronie drzwi stał Robert Lewandowski ze zwykłym dla siebie, enigmatycznym wyrazem twarzy.
- Cześć. - uśmiechnął się ukazując równe,białe zęby. Nie nosił czapki, więc jego ciemne włosy były przyprószone śniegiem. - Mogę wejść?- zapytał uprzejmie.
Aga cofnęła się wpuszczając go do środka. Gdy oboje znaleźli się w salonie, usiadła możliwie jak najdalej od Lewego.
- Nie jesteś na treningu?- zapytała wprost.
- Poprosiłem trenera żeby zwolnił mnie trochę wcześniej. Chcę z tobą o czyms porozmawiać, ale czekałem na taki moment, kiedy Kuby nie będzie w domu. - oznajmił nieoczekiwanie.
- Co mianowicie jest tak ważnego, ze Kuba nie może się dowiedzieć? - zapytała
- Emilka. - odpowiedział a głos lekko mu drżał.
Z jego twarzy uśmiech zniknął jak zdmuchnięty a na jego miejsce wkorczyła mina pt" Boże jak ja cierpię"
- Coś nie tak z tobą i Emilką? Wiesz, ja nie chcę się wtrącać, ale jesteście ze sobą dopiero od jakiegoś miesiąca.
Lewandowski przysunął się do Agnieszki, prawie na nią wchodząc. Wyglądał jak zbity pies, co na chwilę uśpiło jej czujność.
- Bo widzisz ja... ja uświadomiłem sobie, że jej nie kocham. Że tak naprawdę chciałem przez nią udowodnić sobie, że potrafię z kimś być na poważnie, ze nie skacze z kwiatka na kwiatek. A wybrałem ją bo chciałem być blisko...ciebie.- wyznał żarliwie. Agnieszka odsunęła się od niego gwałtownie, ale on złapał ją za rękę przyciągając do siebie.
- Robert co ty pleciesz?!- zapytała chcąc wyrwać się z jego uścisku. - Przecież my się prawie nie znamy!- zaczęła
- Już w grudniu wiedziałem, że coś do ciebie czuję. Aga...ja nie chcę ranić Kuby, to mój kolega, ale to jest silniejsze ode mnie! To uczucie spadło mi na głowę niczym ciężki fortepian. Ja nagle spojrzałem na wszystko z innej perspektywy, chcę się dla ciebie zmienić. Chcę być lepszy!
- Ale ja cię nie kocham!- wyrwała się na tyle skutecznie, że upadła na kanapę. Lewy przysunął się do niej a w jego oczach widać było jakieś szaleństwo.
- Jego też tak naprawdę nie kochasz! Co on ci może dać? Już raz się rozstaliście, jesteś zdolna pokochać kogoś innego!- wypalił - Pomyśl, tylko moglibyśmy osiągnąć tak wiele, nosiłbym cię na rękach. Mielibyśmy dzieci!
W Agnieszkę jakby coś nagle wstąpiło!
- Ja nie mogę mieć dzieci!- ryknęła strasznym głosem.
W tym momencie w progu salonu stanął Kuba.
Obaj patrzyli na nią zmieszani i zakłopotani.
Oczy Agi wezbrały łzami, płacząc uciekła do swojego pokoju, zamykając się na klucz.
- Co ty tutaj kurwa robisz?- zapytał wkurzony Błaszczykowski.- I dlaczego moja narzeczona wyznaje ci właśnie, że nie może mieć dzieci a potem płacze?- zapytał zbliżając się do Lewego jak dziki tygrys do ofiary.
- Rozmawiałem z nią. I właśnie uświadomiłem sobie, że nie zasługujesz na nią.- warknął Lewandowski.
- Spieprzaj stąd! - Kuba złapał go za kurtkę i zaczął pchać w stronę drzwi wejściowych. - Jeszcze jedna twoja wizyta pod moją nieobecność i nagabywanie Agnieszki a inaczej porozmawiamy! - jasne oczy Błaszczykowskiego lśniły furią.
- Jeszcze zobaczymy Błaszczykowski! Jesteś idiotą!- powiedział na odchodnym znikając w śnieżnej zawiei.
Kuba z całej siły trzasnął drzwiami, tak że prawie wyleciały z zawiasów.
Czym prędzej popędził na piętro, gdy uświadomił sobie, że Aga się zamknęła bez ceregieli kopnął w nie wchodząc do środka. Nie miał zamiaru bawić się w błaganie jej przez dziurkę od klucza. Wiedział, że Aga popadająca w skrajną rozpacz potrafi zamknąć się sama na kilka godzin.
Dziewczyna leżała na łóżku zanosząc się łzami. Kuba usiadł obok niej gładząc delikatnie jej jasne włosy. Serce mu się krająło na ten widok, nienawidził kobiecego płaczu a gdy płakał ktoś kogo szczerze kochał, jemu też udzielał się wisielczy nastrój.
- Aguś.- szepnął delikatnie. - Powiesz mi dlaczego powiedziałaś Lewemu, że nie możesz mieć dzieci? Co ten idiota tutaj robił?
Odsunął z jej twarz potargane włosy patrzac wprost w załzawione oczy. Podniosła się wtulając się w jego tors.
- Ja...ja chciałam ci to powiedzieć, jeszcze przed ślubem. - zaczęła pochlipując cicho. Błaszczykowski gładził jej plecy kolistymi ruchami. - Po wypadku i poparzeniach zostały mi zrosty, lekarz powiedział, że na osiemdziesiąt procent nie będę mogła mieć dzieci. Nie donoszę ciąży Kuba! Nie będę mogła dać ci dzieci!- załkała a jemu serce ścisnęło się z bólu.
- Agnieszka spójrz na mnie! - przemówił łagodnie.
Podniosła na niego spłakane oczy.
- Kocham cię! To powinno ci wystarczyć! Ciebie ze zrostami czy bez z bliznami, całą rozumiesz? Jesteś miłością mojego życia i z dziećmi czy bez zamierzam być z tobą szczęśliwy. Zawsze możemy adoptować kogoś. Wiesz, że ja wychowałem się bez rodziców, ty zresztą też, możemy jakiemuś dziecku stworzyć kochający dom. Razem z tymi okropnymi sierściuchami! Nie ważne, że nie będzie naszym biologicznym dzieckiem, więzy krwi są mało ważne. Sama wiesz, że rodzina potrafi krzywdzić. - pocałował ją delikatnie wkładając w to całe serce. Leżeli przytuleni a Aga powoli uspokajała się.
- Też cię kocham.- szepnęła łapiąc go za rękę.
- To dobrze bo za tydzień bierzemy ślub cywilny. - przewrócił się na bok, żeby móc ją obserwować z bliska. Na jej ciemnych rzęsach lśniły jeszcze kropelki łez. Scałował je składając pocałunki na całej twarzy. Gdy dotarł do ust pieścił je przez chwilę a potem pocałował ja namiętnie i z pasją.
Nie rozmawiali o Lewym. Ufał Adze, postanawiając dołożyć wszelkich starań, żeby Robert trzymał się od niej z daleka.
Lewandowski wpadł do swojego mieszkania trzaskając drzwiami. W salonie Emilka poprawiała makijaż uśmiechając się do przenośnego lusterka. Ciemne loki, falą opadały jej na ramiona. Spojrzała na wściekłego wspólnika z mało współczującą miną.
- Źle ci poszło u mojej kuzyneczki? Już jej powiedziałeś jak ją kochasz?- zapytała zjadliwie. - Mówiłam ci, żebyś nie leciał od razu z dziobem. Ta idiotka może jest naiwna jak sierotka Marysia, ale kocha Kubę i bynajmniej nie leci na kasę.
- Stul pysk!- Lewy podszedł do barku nalewając do szklaneczki whisky. Wypił duszkiem uzupełniając ją bursztynowym płynem.
- Cham! Powiem ci coś mój książę! Jesteś skończonym idiotą! Ja przynajmniej wyeliminowałam tę ciotę bez zarostu.
- Tak i dlatego rżniesz się z nim od tygodnia?- uniósł brwi w geście politowania. - Jesteś pustą idiotką.
- A ty jesteś skończoną pizdą! Nawet baby nie potrafisz omotać. Nie rozumiem tych zachwytów faneczek nad tobą. Gdyby chociaż jedna wiedziała, jakim jestem debilem, to zastanowiłyby się przed robieniem ci n- tej ilości durnych fanpage'ów. A teraz idę rozkochiwać w sobie Piszczka i radzę ci przemyśleć taktykę. Ja nie zrezygnuję z Kuby tak łatwo, ty rób co chcesz. - powiedziawszy to wymaszerowała z pokoju zostawiając za sobą woń drogich perfum.
________________________________________________________________________
Dodaję trochę wcześniej, bo jak same wiecie jutro mecz a w weekend będę trochę zajęta.
Także jak zwykle życzę miłego czytania!
Buziaki Fiolka :*
I jeszcze krótkie ogłoszenia parafialne!
Ponownie proszę o wpisywanie adresów swoich blogów w SPAMIE, każdy blog przekieruje was do odpowiedniego miejsca na mojej podstronie. Powiadomienia o komentarzach przychodzą mi na maila i naprawdę ciężko jest mi wysupływać z adresy z komentarzy.
Drugi komunikat, to takie małe ogłoszenie.
Mamy w planach z Martiną z którą współtworzę "Morze miłości" napisać bloga o tematyce piłkarsko- sakralnej :D Szczegóły pod tym adresem "Siostrzyczki :D
sobota, 16 marca 2013
Rozdział 21
Leżała na łóżku powoli otwierając powieki, światło natarczywie uderzyło ją po oczach wywołując wstręt i ból głowy.
Martyna poruszyła się nerwowo niemalże wyrywając wenflon ,z którego ciągnęła się rurka do kroplówki.
- Cholera...- syknęła uświadamiając sobie, że nie śni a te zwłoki na łóżku to ona. Uniosła głowę patrząc na pomalowaną w szpitalno- zielony kolor salę. Oglądała takie codziennie, ale pierwszy raz leży tutaj jako pacjentka. Do jej świadomości powoli dochodziło to, co wydarzyło się wieczorem. Droga z metra do domu, zboczeniec, uderzenie w głowę i Wasilewski pochylający się nad nią.
Zaraz. Wasilewski? Co on robił w tej bramie?
Stoper cicho wsunął się do pomieszczenia, tak jakby czytał w jej myślach i chciał wyjaśnić ten mętlik. Zobaczywszy, że się wybudziła zamienił strapioną minę na zadowoloną, której kiedyś nienawidziła a dzisiaj jakby jej nie przeszkadzała. Przez zasłonę bólu i niewesołych myśli przedarła się myśl, że gdy Wasyl się uśmiecha, jest całkiem przystojnym facetem.
- Obudziłaś się nareszcie.- przysiadł na krawędzi łóżka dotykając jej dłoni. Martyna, poczuła jej zadziwiającą delikatność, pomimo, że kolega jej kuzyna miał dłoń jak typowy grabarz, ale dotykał tak delikatnie i czule jakby...
Matko kochana Brzęczek co ty sobie myślisz?! Prawie cię zgwałcili a ty nagle zachowujesz się jak zakochany podlotek z taniego romansu.- skarciła się w myślach nadal milcząc, co zważywszy na jej charakter było dość enigmatyczną sytuacją.
- Dziękuję. - wydobyła z siebie tak cicho, że ledwo ją usłyszał. Nadal trzymał jej zdrową dłoń w swoich rękach.
Spoglądali sobie głęboko w oczy, tak jakby oboje coś chcieli z nich wyczytać. Nie potrafili się dogadywać, cały czas warcząc na siebie a teraz gdy powinni porozmawiać nie wiedzieli co właściwie chcieliby powiedzieć.
- Martyna... przepraszam.- rzekł Wasyl.
- Za co?- zapytała zdziwiona. - Chyba ja powinnam cię przeprosić, zachowywałam się jak wredna krowa. Mogłam cię nie lubić, ale zachować to dla siebie, nic mi nigdy nie zrobiłeś, oprócz tego, że samym swoim zachowaniem wywoływałeś we mnie mordercze instynkty. To nie była twoja wina, przypominałeś mi pewną osobę z mojej przeszłości. Ale teraz wiem...- przełknęła ślinę cały czas wpatrując się w Marcina.- ...wiem , że moglibyśmy być przyjaciółmi, gdybym nie była taką idiotką. - wyznała szczerze, co mocno zdziwiło Wasyla.
Lubił Martynę, szczególnie za jej wredny charakterek. Jasne, że czasem wkurwiało go, że co by nie powiedział, zawsze go zgasi, ale nie czuł się z tym źle.
Sam też lubił ją prowokować. Była calkiem inna od Joaśki, która cały czas posądzała go o zdrady, co przyczyniło się do rozpadu ich małżeństwa.
- Chciałem cię przeprosić za tę starą wierzbę. Zachowałem się jak debil, to wszystko przez tego cholernego kota. Obszczał mi ciuchy a ty trafilaś na moment w którym usiłowałem przemknąć chyłkiem do swojego pokoju. - uśmiechnął się do niej, ukazując swoje równiutkie, białe zęby.
Martyna zaczęła się śmiać, co wywołało napad kaszlu.
- Twój imiennik jest wspaniały. Dał ci popalić. - w jej jasnych oczach błysnęła przekora. Uśmiechała się, co zważywszy na jej rozciętą wargę i siny policzek, wyglądało dość groteskowo.
Musieli w końcu porozmawiać o tym, co zdarzyło się wczoraj. Wasyl cała noc przesiadział przy jej łóżku, był tak zaaferowany, że nie zadzwonił ani do Kuby ani do rodziny Martyny.
- Martyna... musimy porozmawiać o wczorajszym wieczorze. Powinienem zadzwonić do Kuby i twoich rodziców. - zaczął niepewnie.
- Nie!- dziewczyna zerwała się z łózka, ściskając jego dłoń, aż jej własna pobielała. - Nic im nie mów! Błagam Marcin obiecaj mi to! Moja rodzina zjechałaby się do Warszawy na czele z babcią. Nie możesz tego zrobić!
- Ale przecież oni muszą się dowiedzieć! Dziewczyno, tej zbir prawie cię zgwałcił!- uniósł się stoper.
- W dobrym romansie wpadłby książę na czarnym rumaku, mi przyszedl z pomocą polski czołg.- próbowała zażartować, ale w jej oczach pojawiły się łzy, czym całkowicie rozbiła Wasyla. - Książęta omijają mnie szerokim łukiem. Jak widać lecą na mnie tylko zboczeńcy i degeneraci.
Nie namyślając się długo pochylił się nad nią i pocałował ją delikatnie.
- Co prawda nie jestem zboczeńcem, ale mogę robić za degenerata. - pogłaskał ją delikatnie po policzku a potem wyszedł bez słowa zostawiając ją w stanie totalnego szoku.
Agnieszka obudziła się z uczuciem wszechogarniającego szczęścia. Słońce zaglądało przez okno a świeży śnieg bielił drzewa i krzewy w ogrodzie.
Miejsce obok niej było jeszcze ciepłe, co wskazywało na to, że Kuba dopiero co wstał.
Dziewczyna leżała w skotłowanej pościeli, dotykając opuszkami palców nabrzmiałych od pocałunków ust.
Ta noc była najwspanialsza w jej życiu, tak jakby oboje dojrzewali do niej, przez te sześć lat rozłąki. Kochała Filipa, seks z nim był delikatny i czuły, ale to Kuba wyzwalał w niej to, co na codzień chowała głęboko w sobie.
Wszyscy myśleli, że była delikatną osobą, której każdy może wszystko wcisnąć i która nigdy się nie gniewa. Słodka i kochana Aga. Ostatnio przeczytała o sobie artykuł, że dziewczyna słynnego Kuby, jest bezosobową laleczką z saskiej porcelany.
Czy musiała epatować seksapilem? To Błaszczykowski miał zarezerwowaną jej namiętność i to przy nim nie bała się pokazać co drzemie w jej wnętrzu.
Pierwsze zbliżenie było nieśmiałe, tak jakby oboje przypominali sobie swoje ciała. Zasnęli zmęczenie by potem obudzić się nad ranem i kochać się na kanapie w salonie. Aga zasnęła wtulona w Kubę, który w nocy przeniósł ją do jej własnego łóżka, kładąc się obok.
Właśnie pojawił się w pokoju w czerwonych bokserkach z diabełkami, dzierżąc w ręku tacę wyładowaną jedzeniem.
- Dzień dobry kochanie.- pocałował ją w usta. - Czy dobrze ci się spało?- zapytał, po tym jak postawił tacę na łóżku.
Aga rozpromieniła się niczym słoneczko.
- Nie narzekam. A ty?- zapytała smarując tosta dżemem z pomarańczy. Oblizała łyżeczkę, obserwując kątem oka reakcję Kuby. Poruszył się niespokojnie, po czym zabrał tacę prawie w biegu odstawiając ją na komodę pod oknem.
Agnieszka nie zdążyła ugryźć tosta, bo niemal wyrwał jej go z ręki, rzucając go na parapet.
- Potem zjemy!- obnażył ją ściągając z niej prześcieradło.
- Ale jestem głodna!- próbowała zaprotestować, lecz jego zachłanne usta opadły na jej wargi, zagłuszając je skutecznie.
Całował ją zachłannie, tak jakby wczorajszej nocy nie było. Po dłuższej chwili w której zdążył zsunąć z siebie bokserki, oderwał się na chwilę od jej ust.
- Zjesz potem. Boże kobieto, co ty mi zrobiłaś?- jęknął całując ją ponownie i wchodząc w jej ciasne i ciepłe wnętrze. Znieruchomiał na chwilę przeszywając ją roznamiętnionym spojrzeniem.
Kochali się tak jakby czas zatrzymał się w miejscu a świat zewnętrzny nie istniał.
Po wszystkim dziewczyna odpoczywała w jego ramionach. Kuba przerwał ciszę, unosząc jej głowę, tak żeby mogli na siebie patrzeć.
- Wyjdź za mnie!- powiedział wprost.- Aga, nie potrafię bez ciebie żyć. Jeśli przez sześć lat jakoś mi się udawało, to po tej nocy jestem twoim niewolnikiem. - wyglądał przeraźliwie poważnie a jednocześnie słodko jak mały chłopiec, który musi dostać to co chce.
- Kuba ja...- chciała mu powiedzieć o pewnej rzeczy, która może zaważyć na ich wspólnej przyszłości, ale w tej chwili nie potrafiła.- Zgoda. Wyjdę za ciebie.- pocałowała go delikatnie modląc się, żeby mieć siłę na wyznanie mu całej prawdy.
Ciche stukanie do drzwi wybudziło Łukasza Piszczka. Miał niemożebnego kaca, po tym jak wczoraj zabalował w mieście.
Monachijscy lekarze oznajmili mu, że wcześniej czy później będzie musiał poddać się operacji biodra. Może to nie był wyrok, ale w połowie sezonu, kiedy balansują pomiędzy drugim a trzecim miejscem w Bundeslidze i mocno brną do przodu w Lidze Mistrzów, była to hiobowa wieść.
Świadomość, że nie mógł zagrać w meczu z Irlandią, który Biało- Czerwoni skopali, była dodatkowo dołująca.
Klopp zapytał go, czy da radę wytrzymać i grać aż do odpadnięcia z LM.
Co miał mu powiedzieć? Trenerze jestem pizda i boli mnie "biedro"?
Musiał wytrzymać!
Klopp poklepał go po ramieniu, mówiąc coś o tym, że jest z niego dumny.
Po tej rozmowie wsiadł w taksówkę i pojechał do Kitschu się schlać. Nie pamiętał jak wrócił do domu a teraz zmierzał do drzwi, bo ktoś za progiem nie miał zamiaru ustąpić.
Niechętnie otworzył widząc w progu Emilkę przyciskającą chusteczkę do zalanych łzami oczu.
- Zdradza mnie!- szepnęła drżącymi ustami wchodząc do mieszkania. Łukasz przepuścił ją, zamykając drzwi a potem poczłapał za nią do salonu.
- Kto?- zapytał pukając się w głowę. - Robert cię zdradza?
Dziewczyna rzuciła mu się w ramiona, wylewając łzy w gors jego wymiętolonej koszuli.
- Och dlaczego on nie może być taki jak ty? Podły drań! Ty jesteś inny.- zajrzała mu w oczy.- Taki ciepły, kochany i bohaterski. Łukasz ja nie mogę z nim być, ale nie mogę też odejść! - łkała dalej, przysuwając usta na jego brodę. - Zatriumfowałby! Łukasz... proszę daj mi trochę swojego ciepła i siły!- pocałowała go a on po chwili biernego przyjmowanie jej pieszczot złapał ją w pasie całując coraz namiętniej. Upadli na kanapę zrzucając z siebie odzienie.
Emilka nagle z bezbronnej ofiary stała się istną boginię seksu, spragnioną właśnie jego.
Nie czuł wyrzutów sumienia. Nie trawił Lewego, a skoro on zdradza Emilię, to ona miała prawo wybrać jego.
" Głupi idiota"- pomyślała po wszystkim pianistka. Musiałam go uwieść, żeby odwrócić jego uwagę od jej zainteresowania Kubą.
Martyna siedzi w Warszawie, Wasyl w Brukseli a Agnieszkę uda się urobić. Błaszczykowski będzie jej! Lewy teraz musi zacząć zwodzić jej naiwną kuzyneczkę, Piszczka czujność została przesłonięta uczuciem do niej a Kuba został sam.
Teraz nikt już nie wejdzie w jej drogę! Błaszczykowski będzie jej i tylko jej!
A ten naiwniak Piszczek jest całkiem niezły w te klocki. Może zdobywać Kubę i w międzyczasie dobrze pobawić się z jego przyjacielem. Kto jej zabroni?
____________________________________________________________________________
Romanse niuanse... Rozdział przedwcześnie, żeby zrekompensować Wam moje wcześniejsze lenistwo. Aż się boję co wy na to ^^
Miłego czytania! :D Za błędy przepraszam najmocniej i mam nadzieję, że jednak mi wybaczycie. :D
Pozdrawiam Fiolka :*
Martyna poruszyła się nerwowo niemalże wyrywając wenflon ,z którego ciągnęła się rurka do kroplówki.
- Cholera...- syknęła uświadamiając sobie, że nie śni a te zwłoki na łóżku to ona. Uniosła głowę patrząc na pomalowaną w szpitalno- zielony kolor salę. Oglądała takie codziennie, ale pierwszy raz leży tutaj jako pacjentka. Do jej świadomości powoli dochodziło to, co wydarzyło się wieczorem. Droga z metra do domu, zboczeniec, uderzenie w głowę i Wasilewski pochylający się nad nią.
Zaraz. Wasilewski? Co on robił w tej bramie?
Stoper cicho wsunął się do pomieszczenia, tak jakby czytał w jej myślach i chciał wyjaśnić ten mętlik. Zobaczywszy, że się wybudziła zamienił strapioną minę na zadowoloną, której kiedyś nienawidziła a dzisiaj jakby jej nie przeszkadzała. Przez zasłonę bólu i niewesołych myśli przedarła się myśl, że gdy Wasyl się uśmiecha, jest całkiem przystojnym facetem.
- Obudziłaś się nareszcie.- przysiadł na krawędzi łóżka dotykając jej dłoni. Martyna, poczuła jej zadziwiającą delikatność, pomimo, że kolega jej kuzyna miał dłoń jak typowy grabarz, ale dotykał tak delikatnie i czule jakby...
Matko kochana Brzęczek co ty sobie myślisz?! Prawie cię zgwałcili a ty nagle zachowujesz się jak zakochany podlotek z taniego romansu.- skarciła się w myślach nadal milcząc, co zważywszy na jej charakter było dość enigmatyczną sytuacją.
- Dziękuję. - wydobyła z siebie tak cicho, że ledwo ją usłyszał. Nadal trzymał jej zdrową dłoń w swoich rękach.
Spoglądali sobie głęboko w oczy, tak jakby oboje coś chcieli z nich wyczytać. Nie potrafili się dogadywać, cały czas warcząc na siebie a teraz gdy powinni porozmawiać nie wiedzieli co właściwie chcieliby powiedzieć.
- Martyna... przepraszam.- rzekł Wasyl.
- Za co?- zapytała zdziwiona. - Chyba ja powinnam cię przeprosić, zachowywałam się jak wredna krowa. Mogłam cię nie lubić, ale zachować to dla siebie, nic mi nigdy nie zrobiłeś, oprócz tego, że samym swoim zachowaniem wywoływałeś we mnie mordercze instynkty. To nie była twoja wina, przypominałeś mi pewną osobę z mojej przeszłości. Ale teraz wiem...- przełknęła ślinę cały czas wpatrując się w Marcina.- ...wiem , że moglibyśmy być przyjaciółmi, gdybym nie była taką idiotką. - wyznała szczerze, co mocno zdziwiło Wasyla.
Lubił Martynę, szczególnie za jej wredny charakterek. Jasne, że czasem wkurwiało go, że co by nie powiedział, zawsze go zgasi, ale nie czuł się z tym źle.
Sam też lubił ją prowokować. Była calkiem inna od Joaśki, która cały czas posądzała go o zdrady, co przyczyniło się do rozpadu ich małżeństwa.
- Chciałem cię przeprosić za tę starą wierzbę. Zachowałem się jak debil, to wszystko przez tego cholernego kota. Obszczał mi ciuchy a ty trafilaś na moment w którym usiłowałem przemknąć chyłkiem do swojego pokoju. - uśmiechnął się do niej, ukazując swoje równiutkie, białe zęby.
Martyna zaczęła się śmiać, co wywołało napad kaszlu.
- Twój imiennik jest wspaniały. Dał ci popalić. - w jej jasnych oczach błysnęła przekora. Uśmiechała się, co zważywszy na jej rozciętą wargę i siny policzek, wyglądało dość groteskowo.
Musieli w końcu porozmawiać o tym, co zdarzyło się wczoraj. Wasyl cała noc przesiadział przy jej łóżku, był tak zaaferowany, że nie zadzwonił ani do Kuby ani do rodziny Martyny.
- Martyna... musimy porozmawiać o wczorajszym wieczorze. Powinienem zadzwonić do Kuby i twoich rodziców. - zaczął niepewnie.
- Nie!- dziewczyna zerwała się z łózka, ściskając jego dłoń, aż jej własna pobielała. - Nic im nie mów! Błagam Marcin obiecaj mi to! Moja rodzina zjechałaby się do Warszawy na czele z babcią. Nie możesz tego zrobić!
- Ale przecież oni muszą się dowiedzieć! Dziewczyno, tej zbir prawie cię zgwałcił!- uniósł się stoper.
- W dobrym romansie wpadłby książę na czarnym rumaku, mi przyszedl z pomocą polski czołg.- próbowała zażartować, ale w jej oczach pojawiły się łzy, czym całkowicie rozbiła Wasyla. - Książęta omijają mnie szerokim łukiem. Jak widać lecą na mnie tylko zboczeńcy i degeneraci.
Nie namyślając się długo pochylił się nad nią i pocałował ją delikatnie.
- Co prawda nie jestem zboczeńcem, ale mogę robić za degenerata. - pogłaskał ją delikatnie po policzku a potem wyszedł bez słowa zostawiając ją w stanie totalnego szoku.
Agnieszka obudziła się z uczuciem wszechogarniającego szczęścia. Słońce zaglądało przez okno a świeży śnieg bielił drzewa i krzewy w ogrodzie.
Miejsce obok niej było jeszcze ciepłe, co wskazywało na to, że Kuba dopiero co wstał.
Dziewczyna leżała w skotłowanej pościeli, dotykając opuszkami palców nabrzmiałych od pocałunków ust.
Ta noc była najwspanialsza w jej życiu, tak jakby oboje dojrzewali do niej, przez te sześć lat rozłąki. Kochała Filipa, seks z nim był delikatny i czuły, ale to Kuba wyzwalał w niej to, co na codzień chowała głęboko w sobie.
Wszyscy myśleli, że była delikatną osobą, której każdy może wszystko wcisnąć i która nigdy się nie gniewa. Słodka i kochana Aga. Ostatnio przeczytała o sobie artykuł, że dziewczyna słynnego Kuby, jest bezosobową laleczką z saskiej porcelany.
Czy musiała epatować seksapilem? To Błaszczykowski miał zarezerwowaną jej namiętność i to przy nim nie bała się pokazać co drzemie w jej wnętrzu.
Pierwsze zbliżenie było nieśmiałe, tak jakby oboje przypominali sobie swoje ciała. Zasnęli zmęczenie by potem obudzić się nad ranem i kochać się na kanapie w salonie. Aga zasnęła wtulona w Kubę, który w nocy przeniósł ją do jej własnego łóżka, kładąc się obok.
Właśnie pojawił się w pokoju w czerwonych bokserkach z diabełkami, dzierżąc w ręku tacę wyładowaną jedzeniem.
- Dzień dobry kochanie.- pocałował ją w usta. - Czy dobrze ci się spało?- zapytał, po tym jak postawił tacę na łóżku.
Aga rozpromieniła się niczym słoneczko.
- Nie narzekam. A ty?- zapytała smarując tosta dżemem z pomarańczy. Oblizała łyżeczkę, obserwując kątem oka reakcję Kuby. Poruszył się niespokojnie, po czym zabrał tacę prawie w biegu odstawiając ją na komodę pod oknem.
Agnieszka nie zdążyła ugryźć tosta, bo niemal wyrwał jej go z ręki, rzucając go na parapet.
- Potem zjemy!- obnażył ją ściągając z niej prześcieradło.
- Ale jestem głodna!- próbowała zaprotestować, lecz jego zachłanne usta opadły na jej wargi, zagłuszając je skutecznie.
Całował ją zachłannie, tak jakby wczorajszej nocy nie było. Po dłuższej chwili w której zdążył zsunąć z siebie bokserki, oderwał się na chwilę od jej ust.
- Zjesz potem. Boże kobieto, co ty mi zrobiłaś?- jęknął całując ją ponownie i wchodząc w jej ciasne i ciepłe wnętrze. Znieruchomiał na chwilę przeszywając ją roznamiętnionym spojrzeniem.
Kochali się tak jakby czas zatrzymał się w miejscu a świat zewnętrzny nie istniał.
Po wszystkim dziewczyna odpoczywała w jego ramionach. Kuba przerwał ciszę, unosząc jej głowę, tak żeby mogli na siebie patrzeć.
- Wyjdź za mnie!- powiedział wprost.- Aga, nie potrafię bez ciebie żyć. Jeśli przez sześć lat jakoś mi się udawało, to po tej nocy jestem twoim niewolnikiem. - wyglądał przeraźliwie poważnie a jednocześnie słodko jak mały chłopiec, który musi dostać to co chce.
- Kuba ja...- chciała mu powiedzieć o pewnej rzeczy, która może zaważyć na ich wspólnej przyszłości, ale w tej chwili nie potrafiła.- Zgoda. Wyjdę za ciebie.- pocałowała go delikatnie modląc się, żeby mieć siłę na wyznanie mu całej prawdy.
Ciche stukanie do drzwi wybudziło Łukasza Piszczka. Miał niemożebnego kaca, po tym jak wczoraj zabalował w mieście.
Monachijscy lekarze oznajmili mu, że wcześniej czy później będzie musiał poddać się operacji biodra. Może to nie był wyrok, ale w połowie sezonu, kiedy balansują pomiędzy drugim a trzecim miejscem w Bundeslidze i mocno brną do przodu w Lidze Mistrzów, była to hiobowa wieść.
Świadomość, że nie mógł zagrać w meczu z Irlandią, który Biało- Czerwoni skopali, była dodatkowo dołująca.
Klopp zapytał go, czy da radę wytrzymać i grać aż do odpadnięcia z LM.
Co miał mu powiedzieć? Trenerze jestem pizda i boli mnie "biedro"?
Musiał wytrzymać!
Klopp poklepał go po ramieniu, mówiąc coś o tym, że jest z niego dumny.
Po tej rozmowie wsiadł w taksówkę i pojechał do Kitschu się schlać. Nie pamiętał jak wrócił do domu a teraz zmierzał do drzwi, bo ktoś za progiem nie miał zamiaru ustąpić.
Niechętnie otworzył widząc w progu Emilkę przyciskającą chusteczkę do zalanych łzami oczu.
- Zdradza mnie!- szepnęła drżącymi ustami wchodząc do mieszkania. Łukasz przepuścił ją, zamykając drzwi a potem poczłapał za nią do salonu.
- Kto?- zapytał pukając się w głowę. - Robert cię zdradza?
Dziewczyna rzuciła mu się w ramiona, wylewając łzy w gors jego wymiętolonej koszuli.
- Och dlaczego on nie może być taki jak ty? Podły drań! Ty jesteś inny.- zajrzała mu w oczy.- Taki ciepły, kochany i bohaterski. Łukasz ja nie mogę z nim być, ale nie mogę też odejść! - łkała dalej, przysuwając usta na jego brodę. - Zatriumfowałby! Łukasz... proszę daj mi trochę swojego ciepła i siły!- pocałowała go a on po chwili biernego przyjmowanie jej pieszczot złapał ją w pasie całując coraz namiętniej. Upadli na kanapę zrzucając z siebie odzienie.
Emilka nagle z bezbronnej ofiary stała się istną boginię seksu, spragnioną właśnie jego.
Nie czuł wyrzutów sumienia. Nie trawił Lewego, a skoro on zdradza Emilię, to ona miała prawo wybrać jego.
" Głupi idiota"- pomyślała po wszystkim pianistka. Musiałam go uwieść, żeby odwrócić jego uwagę od jej zainteresowania Kubą.
Martyna siedzi w Warszawie, Wasyl w Brukseli a Agnieszkę uda się urobić. Błaszczykowski będzie jej! Lewy teraz musi zacząć zwodzić jej naiwną kuzyneczkę, Piszczka czujność została przesłonięta uczuciem do niej a Kuba został sam.
Teraz nikt już nie wejdzie w jej drogę! Błaszczykowski będzie jej i tylko jej!
A ten naiwniak Piszczek jest całkiem niezły w te klocki. Może zdobywać Kubę i w międzyczasie dobrze pobawić się z jego przyjacielem. Kto jej zabroni?
____________________________________________________________________________
Romanse niuanse... Rozdział przedwcześnie, żeby zrekompensować Wam moje wcześniejsze lenistwo. Aż się boję co wy na to ^^
Miłego czytania! :D Za błędy przepraszam najmocniej i mam nadzieję, że jednak mi wybaczycie. :D
Pozdrawiam Fiolka :*
wtorek, 12 marca 2013
Rozdział 20
Dublin
Przegrali.Miał być mecz prawie, że u siebie a wyszło jak zawsze, lub prawie zawsze. Wasyl wszedł dopiero w drugiej połowie, swoim wybiciem umożliwiając Irlandczykom zdobycie drugiego gola.
Pokerowym obliczem trener Fornalik nie dał po sobie poznać, jak bardzo jest wkurzony.
W meczu nie zagrał Łukasz, którego wyeliminował uraz biodra. Wrócił do Dortmundu a stamtąd udał się na badania, prosto do Monachium.
- Ja pierdole!- jęknął Wasyl rzucając się na hotelowe łóżko.- Spierdoliłem sprawę panowie!- spojrzał na Kubę i Przemka Tytonia, który też miał nietęgą minę. Przez zasiedzenie na ławce rezerwowych w PSV, został zepchnięty na trzecią lokatę w kolejce do bramki reprezentacji.
- To nie była twoja wina stary. Wszyscy się przyłożyliśmy do tego, żeby Irysy nas przemeblowały. - Kuba próbował go pocieszyć, ale sam czuł się jak kompletna łamaga.
- Ale ty nie pomogłeś strzelić gola przeciwnikom!
- Nie pomogłem też strzelić gola naszym.- zauważyła kapitan.
Tytoń nie odezwał się nic. Był bardzo spokojnym człowiekiem, ale wewnętrznie się w nim gotowało. To prawda, że Advocaat udupił go na amen, ale bolał brak zaufania Fornalika. Z drugiej strony jak Waldek ma mu ufać, skoro nie widzi go w akcji?
Robert Lewandowski tylko podróżował ze swoimi kolegami z drużyny. Na zgrupowaniach reprezentacji wolał trzymać się na uboczu a jedyną osobą, której naprawdę ufał był Wojtek Szczęsny.
Siedzieli teraz we dwaj we wspólnym pokoju, rozmawiając przyciszonymi głosami, tak jakby ktoś stał pod drzwiami i podsłuchiwał.
- Pierdole pracę w reprezentacji. Nie dość, że Boniek porzydził i nie będzie premii za udział, to jeszcze Obraniak to ostatnia ciota. Gdyby nie on w końcu strzeliłbym tę pierdoloną bramkę i odstosunkowaliby się od tego, że nie strzelam od iluś tam pieprzonych godzin!- spojrzał na przyjaciela zajętego graniem na PSP. - Może byś się do mnie odezwał?!
Szczęsny podniósł wzrok znad gry, chociaż nie miał ochoty z nikim gadać. Tytoń odpadł naturalnie, bo nie gra ale media i trenerzy przywrócili do gry tego starego żula Boruca.
- Jęczysz jak stara panna.- odpowiedział złośliwie Szczęsny.- Cały czas tylko ty i twoje problemy. Ciebie i tak wszyscy noszą na rękach, jesteś napastnikiem nie masz konkurencji na tej pozycji a popatrz na mnie? Na Euro Tytoń a teraz Borubar. Czy moje problemy nic cię nie obchodzą?! Poza tym Sandi mnie rzuciła!
- I co z tego? Nie ta dupa to następna! - warknął Lewy.
Nigdy nie rozmawiał w ten sposób z Wojtkiem, był jego jedynym przyjacielem, zawsze mu pomagał a dzisiaj nic go nie obchodziły jego problemy. Nie chciał mu nawet mówić o Agnieszce, która prześladowała go nawet w snach.
- Tak bo ty obracasz Emilkę to cię walą moje uczucia. Może jestem wrednym ch***m, ale też mam uczucia. Wszyscy mnie nienawidzą bo mam niewyparzoną mordę a tak naprawdę to ty jesteś gorszy ode mnie! Pod tą śliczną buzią w której kochają się małolaty, dziennikarze i stare babcie, siedzi bezuczuciowy potwór! Ty byś nawet matkę sprzedał, gdyby to miało pomóc ci iść dalej! - młody golkiper nie wytrzymał rzucając Lewemu w twarz co o nim myśli.
- Dawniej ci to nie przeszkadzało.- wysyczał Lewy.
Miał ochotę walnąć Szczęsnego w mordę a potem ryknąć jak zranione zwierzę. Nic mu się nie udawało. Na dodatek ta głupia Emilka całą imprezę u Błaszczykowskiego, zamiast trzymać się blisko niego, to bajerowała tego półgłówka Piszczka.
- Spierdalaj Lewy, nie mam ochoty z tobą gadać. Poza tym przebukowałem bilet i za godzinę wyjeżdżam.- powiedziawszy to bramkarz Arsenalu zaczął wrzucać ubrania do walizki.
Dortmund - dzień później
Wasyl poleciał do Warszawy, żeby pomyśleć o życiu, zanim wróci do Anderlechtu grzać tyłkiem ławkę rezerwowych. Kuba wracał samolotem rejsowym z Lewym, który wściekły na cały świat usiadł kilka rzędów dalej. Na lotnisku też nie zamienili ze sobą ani słowa, po Lewego przyjechała Emilka całując go jakby na pokaz. Agnieszka, chociaż miała prawo jazdy nie chciała jeździć samochodem. Wspomnienia wypadku były jeszcze zbyt świeże, żeby mogła się przełamać i wsiąść za kółko.
Jakub wchodził do domu zmęczony zarówno psychicznie jak i fizycznie, miał ochotę walnąć się na kanapę i zapomnieć o tym kim jest.
Zweryfikował swoje plany, gdy w salonie zobaczył Agnieszkę pochyloną nad laptopem. Jasne włosy miała związane w koński ogon, ale jedno z pasm wymknęło się, opadając na twarz.
Kuba przyglądał jej się z jakimś wewnętrznym wzruszeniem, gdy podniosła na niego wzrok, miał ochotę się rozpłakać.
- Kuba...- podniosła się z kanapy odkładając laptop na stolik do kawy.
Błaszczykowski rzucił torbę, by po chwili trzymać w ramionach ukochaną. Bez zbędnych słów wpił się w jej słodkie usta, upajając się pocałunkiem. Delikatnie dotykał jej pleców a ona zarzuciła mu ręce na szyję przyciskając swoje ponętne kształty do jego ciała.
Opanowała ich pożar, który podsycali odkąd oboje zrozumieli, że nie mogą się tylko przyjaźnić.
- Miałem cię powoli uwodzić, ale chyba nie mogę kochanie. - powiedział schrypnięty, niosąc ją schodami na piętro. Kopniakiem otworzył drzwi do swojej sypialni układając ją na środku łóżka.
- To trwało za długo...- Aga w przypływie śmiałości zdarła z niego koszulkę a potem oboje w ekspresowym tempie pozbywali się reszty garderoby. Ciuchy latały w powietrzu zaścielając kremowy dywan, niczym kolorowe plamy.
Gdy byli już nadzy rozpoczęli wędrówkę na szczyt rozkoszy. Byli swoimi pierwszymi kochankami, potem los ich rozdzielił a teraz znów poznawali się od nowa.
Kuba pieścił Agnieszkę nie zapominając co doprowadzało ją do rozkoszy a ona oddawała mu się z miłością w roziskrzonych oczach. Gdy znów poczuła go w sobie, z jej jasnych oczu popłynęły łzy.
Spojrzał na nią z wahaniem i troską zamierając na chwilę.
- Wszystko w porządku?- szepnął jej do ucha.
Dziewczyna przytaknęła, czując jak Błaszczykowski zaczyna ostrożnie się poruszać. Przyśpieszyli tempo pieszczotami doprowadzając się na sam szczyt rozkoszy. Porwał ich rwący nury rzeki w którym przeplatały się wspomnienia i teraźniejsze uczucia, sprawiając że po raz kolejny osiągnęli szczyt swoich najskrytszych marzeń. Po raz kolejny udowodnili sobie, że przeznaczenie dało im zielone światło do bycia razem.
Warszawa tego samego dnia
Martyna klęła pod nosem swojego pecha. Wczoraj wróciła do Warszawy, kończąc tym swój urlop spędzany u Agnieszki i Kuby. Praca w Warszawie, nie dawała jej już takiej satysfakcji jak wtedy, gdy ją zaczynała. Po zmianie ordynatora i odejściu kilku lekarzy, zaczęły się wojenki podjazdowe, których szczerze nienawidziła. Miała wszystkiego dość, dzisiaj pokłóciła się z bezczelną młodą stażystką- kuzynką ordynatora Tadli, która w bezczelny sposób pokazała jej kim jest.
Z nerwów prawie stratowała pielęgniarza Zenka a potem rozlała na papiery kawę. Ukoronowaniem tego pechowego dnia był zepsuty samochód i brak taksówki, która mogłaby podwieźć ją do domu. Zataszczyła się na przystanek autobusowy, czekając tam piętnaście minut a potem i tak musiała przesiąść się na metro. Ze stacji pod jej blok można spokojnie dojść pieszo, wstąpiła jeszcze do sklepu kupując pudełko ulubionych karmelowych lodów i dwa opakowania werthersów.
W myślach już była przed telewizorem w ciepłych kapciach z lodami i ulubionym filmem.
Nie zauważyła, że kilka przecznic od bloku pogasły latarnie na całej ulicy. Nagle brudna łapa zatkała jej usta i nos a potem poczuła ostrze przy szyi.
- Ani słowa ciziuniu...- syknął nieznajomy cuchnąc przy okazji przetrawionym jabolem. - Troszkę się zabawimy pani doktorowo...- zataszczył ją w bramę, gdzie o tej nieludzkiej porze nikt nie będzie przechodził.
Martyna jakimś cudem zdołała uderzyć napastnika w brzuch o mały włos przypłacając to życiem. Nóż gwałciciela wypadł na zaśnieżony chodnik a zboczeniec upadł na ziemię. Pech chciał, ze dziewczyna potknęła się na ślizgawicy wykładając się na chodniku jak długa. Boleśnie uderzyła się w rękę.
Zbok doszedł do siebie pochylając się nad nią by wymierzyć jej siarczysty policzek.
- Ratunku!- zdołała wykrzyknąć a potem oberwała z drugiej strony.
- Stul pysk dziwko!- ryknął napastnik zdzierając z niej spodnie.
Ugryzła go w rękę w zamian otrzymując trzecie uderzenie. Jej obolała głowa opadła na chodnik a ciało powoli zaczęło słabnąć poddając się obleśnym paluchom napastnika. Facet przyłożył jej jeszcze raz, tym razem na tyle skutecznie, że straciła świadomość.
Pomyślała jeszcze o zielonych oczach Wasyla a potem nie pamiętała już nic.
Wasyl przed godziną trafił do Warszawy. Spóźnił się na wcześniejszy samolot i musiał czekać kilka godzin na następny lot. Teraz taszczył ze sobą walizkę, bo taksówkarzowi samochód zepsuł się ulice dalej. Był tak wkurzony, że najchętniej komuś by przypierdolił.
Szedł zamyślony, gdy do jego uszu doleciał czyjś krzyk i wołanie o pomoc. Bez chwili wahania rzucił bagaż i pobiegł w stronę bramy z której dosłyszał krzyk.
To co tam zobaczył wywołało w nim ślepą furię. Jakiś obdartus zdzierał spodnie z kobiety dysząc obleśnie.
Wasyl dopadł do niego łapiąc go za kurtkę i odrzucając na najbliższą ścianę. Oprawca oszołomił się na chwilę ale szybko doszedł do siebie szarżując w stronę Marcina. Ten nie namyślając się wyrżnął go z całej siły w twarz. Z nosa oprycha chlusnęła krew plamiąc knykcie Wasilewskiego.
- Ty chujasie złamany, tak traktować kobietę?!- wyrżnął go jeszcze raz, doprowadzając do tego, że zbir kwiknął i zemdlał.
Z naprzeciwka biegli ludzie zwabieni kwiczeniem oprycha i krzykami Wasilewskiego.
- Proszę dzwonić po policję i karetkę! - ryknął w ich stronę piłkarz. Dopadł do nieprzytomnej kobiety i zamarł.
Martyna!
- Jezu Chryste Martynka! Kochana obudź się!- podniósł ją delikatnie, żeby nie urazić posiniaczonej twarzy.- Skarbie obudź się, nie rób mi tego! Co ten skurwysyn ci zrobił?- jęknął tuląc do siebie nieruchome ciało...
Dziewczyna poruszyła się i z trudnością otworzyła oczy.
Spojrzała na niego z przerażeniem, które po chwili zaczęło ustępować. Uśmiechnęła się słabo, dotykając ręką jego twarzy.
- Jesteś...- wykrztusiła z siebie.- Wiedziałam, że przyjedziesz...- zemdlała w jego ramionach.
______________________________________________________________________
Kajam się i przepraszam Was kochane za poślizg i nieobecność na Waszych blogach! Znowu jestem chora, tym razem mam zapalenie węzła chłonnego a chora Fiolka, to Fiolka bez weny! Zreflektowałam się jednak i postanowiłam coś naskrobać. Być może nie jest to rozdział najwyższych lotów, ale nie chciałam robić dużych zaległości.
Życzę Wam miłego czytania(jak zawsze) i obiecuję poprawę w czytaniu! Zabieram się za to od razu!
Pozdrawiam Fiolka :*
Na przeprosiny czuły wujaszek Wasylek... :D
Aha i zapomniałabym!
Kubulku dziękuję Ci za tę bramkę w meczu z Szachtarem! Jestem dumna jak paw!
Przegrali.Miał być mecz prawie, że u siebie a wyszło jak zawsze, lub prawie zawsze. Wasyl wszedł dopiero w drugiej połowie, swoim wybiciem umożliwiając Irlandczykom zdobycie drugiego gola.
Pokerowym obliczem trener Fornalik nie dał po sobie poznać, jak bardzo jest wkurzony.
W meczu nie zagrał Łukasz, którego wyeliminował uraz biodra. Wrócił do Dortmundu a stamtąd udał się na badania, prosto do Monachium.
- Ja pierdole!- jęknął Wasyl rzucając się na hotelowe łóżko.- Spierdoliłem sprawę panowie!- spojrzał na Kubę i Przemka Tytonia, który też miał nietęgą minę. Przez zasiedzenie na ławce rezerwowych w PSV, został zepchnięty na trzecią lokatę w kolejce do bramki reprezentacji.
- To nie była twoja wina stary. Wszyscy się przyłożyliśmy do tego, żeby Irysy nas przemeblowały. - Kuba próbował go pocieszyć, ale sam czuł się jak kompletna łamaga.
- Ale ty nie pomogłeś strzelić gola przeciwnikom!
- Nie pomogłem też strzelić gola naszym.- zauważyła kapitan.
Tytoń nie odezwał się nic. Był bardzo spokojnym człowiekiem, ale wewnętrznie się w nim gotowało. To prawda, że Advocaat udupił go na amen, ale bolał brak zaufania Fornalika. Z drugiej strony jak Waldek ma mu ufać, skoro nie widzi go w akcji?
Robert Lewandowski tylko podróżował ze swoimi kolegami z drużyny. Na zgrupowaniach reprezentacji wolał trzymać się na uboczu a jedyną osobą, której naprawdę ufał był Wojtek Szczęsny.
Siedzieli teraz we dwaj we wspólnym pokoju, rozmawiając przyciszonymi głosami, tak jakby ktoś stał pod drzwiami i podsłuchiwał.
- Pierdole pracę w reprezentacji. Nie dość, że Boniek porzydził i nie będzie premii za udział, to jeszcze Obraniak to ostatnia ciota. Gdyby nie on w końcu strzeliłbym tę pierdoloną bramkę i odstosunkowaliby się od tego, że nie strzelam od iluś tam pieprzonych godzin!- spojrzał na przyjaciela zajętego graniem na PSP. - Może byś się do mnie odezwał?!
Szczęsny podniósł wzrok znad gry, chociaż nie miał ochoty z nikim gadać. Tytoń odpadł naturalnie, bo nie gra ale media i trenerzy przywrócili do gry tego starego żula Boruca.
- Jęczysz jak stara panna.- odpowiedział złośliwie Szczęsny.- Cały czas tylko ty i twoje problemy. Ciebie i tak wszyscy noszą na rękach, jesteś napastnikiem nie masz konkurencji na tej pozycji a popatrz na mnie? Na Euro Tytoń a teraz Borubar. Czy moje problemy nic cię nie obchodzą?! Poza tym Sandi mnie rzuciła!
- I co z tego? Nie ta dupa to następna! - warknął Lewy.
Nigdy nie rozmawiał w ten sposób z Wojtkiem, był jego jedynym przyjacielem, zawsze mu pomagał a dzisiaj nic go nie obchodziły jego problemy. Nie chciał mu nawet mówić o Agnieszce, która prześladowała go nawet w snach.
- Tak bo ty obracasz Emilkę to cię walą moje uczucia. Może jestem wrednym ch***m, ale też mam uczucia. Wszyscy mnie nienawidzą bo mam niewyparzoną mordę a tak naprawdę to ty jesteś gorszy ode mnie! Pod tą śliczną buzią w której kochają się małolaty, dziennikarze i stare babcie, siedzi bezuczuciowy potwór! Ty byś nawet matkę sprzedał, gdyby to miało pomóc ci iść dalej! - młody golkiper nie wytrzymał rzucając Lewemu w twarz co o nim myśli.
- Dawniej ci to nie przeszkadzało.- wysyczał Lewy.
Miał ochotę walnąć Szczęsnego w mordę a potem ryknąć jak zranione zwierzę. Nic mu się nie udawało. Na dodatek ta głupia Emilka całą imprezę u Błaszczykowskiego, zamiast trzymać się blisko niego, to bajerowała tego półgłówka Piszczka.
- Spierdalaj Lewy, nie mam ochoty z tobą gadać. Poza tym przebukowałem bilet i za godzinę wyjeżdżam.- powiedziawszy to bramkarz Arsenalu zaczął wrzucać ubrania do walizki.
Dortmund - dzień później
Wasyl poleciał do Warszawy, żeby pomyśleć o życiu, zanim wróci do Anderlechtu grzać tyłkiem ławkę rezerwowych. Kuba wracał samolotem rejsowym z Lewym, który wściekły na cały świat usiadł kilka rzędów dalej. Na lotnisku też nie zamienili ze sobą ani słowa, po Lewego przyjechała Emilka całując go jakby na pokaz. Agnieszka, chociaż miała prawo jazdy nie chciała jeździć samochodem. Wspomnienia wypadku były jeszcze zbyt świeże, żeby mogła się przełamać i wsiąść za kółko.
Jakub wchodził do domu zmęczony zarówno psychicznie jak i fizycznie, miał ochotę walnąć się na kanapę i zapomnieć o tym kim jest.
Zweryfikował swoje plany, gdy w salonie zobaczył Agnieszkę pochyloną nad laptopem. Jasne włosy miała związane w koński ogon, ale jedno z pasm wymknęło się, opadając na twarz.
Kuba przyglądał jej się z jakimś wewnętrznym wzruszeniem, gdy podniosła na niego wzrok, miał ochotę się rozpłakać.
- Kuba...- podniosła się z kanapy odkładając laptop na stolik do kawy.
Błaszczykowski rzucił torbę, by po chwili trzymać w ramionach ukochaną. Bez zbędnych słów wpił się w jej słodkie usta, upajając się pocałunkiem. Delikatnie dotykał jej pleców a ona zarzuciła mu ręce na szyję przyciskając swoje ponętne kształty do jego ciała.
Opanowała ich pożar, który podsycali odkąd oboje zrozumieli, że nie mogą się tylko przyjaźnić.
- Miałem cię powoli uwodzić, ale chyba nie mogę kochanie. - powiedział schrypnięty, niosąc ją schodami na piętro. Kopniakiem otworzył drzwi do swojej sypialni układając ją na środku łóżka.
- To trwało za długo...- Aga w przypływie śmiałości zdarła z niego koszulkę a potem oboje w ekspresowym tempie pozbywali się reszty garderoby. Ciuchy latały w powietrzu zaścielając kremowy dywan, niczym kolorowe plamy.
Gdy byli już nadzy rozpoczęli wędrówkę na szczyt rozkoszy. Byli swoimi pierwszymi kochankami, potem los ich rozdzielił a teraz znów poznawali się od nowa.
Kuba pieścił Agnieszkę nie zapominając co doprowadzało ją do rozkoszy a ona oddawała mu się z miłością w roziskrzonych oczach. Gdy znów poczuła go w sobie, z jej jasnych oczu popłynęły łzy.
Spojrzał na nią z wahaniem i troską zamierając na chwilę.
- Wszystko w porządku?- szepnął jej do ucha.
Dziewczyna przytaknęła, czując jak Błaszczykowski zaczyna ostrożnie się poruszać. Przyśpieszyli tempo pieszczotami doprowadzając się na sam szczyt rozkoszy. Porwał ich rwący nury rzeki w którym przeplatały się wspomnienia i teraźniejsze uczucia, sprawiając że po raz kolejny osiągnęli szczyt swoich najskrytszych marzeń. Po raz kolejny udowodnili sobie, że przeznaczenie dało im zielone światło do bycia razem.
Warszawa tego samego dnia
Martyna klęła pod nosem swojego pecha. Wczoraj wróciła do Warszawy, kończąc tym swój urlop spędzany u Agnieszki i Kuby. Praca w Warszawie, nie dawała jej już takiej satysfakcji jak wtedy, gdy ją zaczynała. Po zmianie ordynatora i odejściu kilku lekarzy, zaczęły się wojenki podjazdowe, których szczerze nienawidziła. Miała wszystkiego dość, dzisiaj pokłóciła się z bezczelną młodą stażystką- kuzynką ordynatora Tadli, która w bezczelny sposób pokazała jej kim jest.
Z nerwów prawie stratowała pielęgniarza Zenka a potem rozlała na papiery kawę. Ukoronowaniem tego pechowego dnia był zepsuty samochód i brak taksówki, która mogłaby podwieźć ją do domu. Zataszczyła się na przystanek autobusowy, czekając tam piętnaście minut a potem i tak musiała przesiąść się na metro. Ze stacji pod jej blok można spokojnie dojść pieszo, wstąpiła jeszcze do sklepu kupując pudełko ulubionych karmelowych lodów i dwa opakowania werthersów.
W myślach już była przed telewizorem w ciepłych kapciach z lodami i ulubionym filmem.
Nie zauważyła, że kilka przecznic od bloku pogasły latarnie na całej ulicy. Nagle brudna łapa zatkała jej usta i nos a potem poczuła ostrze przy szyi.
- Ani słowa ciziuniu...- syknął nieznajomy cuchnąc przy okazji przetrawionym jabolem. - Troszkę się zabawimy pani doktorowo...- zataszczył ją w bramę, gdzie o tej nieludzkiej porze nikt nie będzie przechodził.
Martyna jakimś cudem zdołała uderzyć napastnika w brzuch o mały włos przypłacając to życiem. Nóż gwałciciela wypadł na zaśnieżony chodnik a zboczeniec upadł na ziemię. Pech chciał, ze dziewczyna potknęła się na ślizgawicy wykładając się na chodniku jak długa. Boleśnie uderzyła się w rękę.
Zbok doszedł do siebie pochylając się nad nią by wymierzyć jej siarczysty policzek.
- Ratunku!- zdołała wykrzyknąć a potem oberwała z drugiej strony.
- Stul pysk dziwko!- ryknął napastnik zdzierając z niej spodnie.
Ugryzła go w rękę w zamian otrzymując trzecie uderzenie. Jej obolała głowa opadła na chodnik a ciało powoli zaczęło słabnąć poddając się obleśnym paluchom napastnika. Facet przyłożył jej jeszcze raz, tym razem na tyle skutecznie, że straciła świadomość.
Pomyślała jeszcze o zielonych oczach Wasyla a potem nie pamiętała już nic.
Wasyl przed godziną trafił do Warszawy. Spóźnił się na wcześniejszy samolot i musiał czekać kilka godzin na następny lot. Teraz taszczył ze sobą walizkę, bo taksówkarzowi samochód zepsuł się ulice dalej. Był tak wkurzony, że najchętniej komuś by przypierdolił.
Szedł zamyślony, gdy do jego uszu doleciał czyjś krzyk i wołanie o pomoc. Bez chwili wahania rzucił bagaż i pobiegł w stronę bramy z której dosłyszał krzyk.
To co tam zobaczył wywołało w nim ślepą furię. Jakiś obdartus zdzierał spodnie z kobiety dysząc obleśnie.
Wasyl dopadł do niego łapiąc go za kurtkę i odrzucając na najbliższą ścianę. Oprawca oszołomił się na chwilę ale szybko doszedł do siebie szarżując w stronę Marcina. Ten nie namyślając się wyrżnął go z całej siły w twarz. Z nosa oprycha chlusnęła krew plamiąc knykcie Wasilewskiego.
- Ty chujasie złamany, tak traktować kobietę?!- wyrżnął go jeszcze raz, doprowadzając do tego, że zbir kwiknął i zemdlał.
Z naprzeciwka biegli ludzie zwabieni kwiczeniem oprycha i krzykami Wasilewskiego.
- Proszę dzwonić po policję i karetkę! - ryknął w ich stronę piłkarz. Dopadł do nieprzytomnej kobiety i zamarł.
Martyna!
- Jezu Chryste Martynka! Kochana obudź się!- podniósł ją delikatnie, żeby nie urazić posiniaczonej twarzy.- Skarbie obudź się, nie rób mi tego! Co ten skurwysyn ci zrobił?- jęknął tuląc do siebie nieruchome ciało...
Dziewczyna poruszyła się i z trudnością otworzyła oczy.
Spojrzała na niego z przerażeniem, które po chwili zaczęło ustępować. Uśmiechnęła się słabo, dotykając ręką jego twarzy.
- Jesteś...- wykrztusiła z siebie.- Wiedziałam, że przyjedziesz...- zemdlała w jego ramionach.
______________________________________________________________________
Kajam się i przepraszam Was kochane za poślizg i nieobecność na Waszych blogach! Znowu jestem chora, tym razem mam zapalenie węzła chłonnego a chora Fiolka, to Fiolka bez weny! Zreflektowałam się jednak i postanowiłam coś naskrobać. Być może nie jest to rozdział najwyższych lotów, ale nie chciałam robić dużych zaległości.
Życzę Wam miłego czytania(jak zawsze) i obiecuję poprawę w czytaniu! Zabieram się za to od razu!
Pozdrawiam Fiolka :*
Na przeprosiny czuły wujaszek Wasylek... :D
Aha i zapomniałabym!
Kubulku dziękuję Ci za tę bramkę w meczu z Szachtarem! Jestem dumna jak paw!
poniedziałek, 4 marca 2013
Rozdział 19
Błaszczykowski siedział w swojej sypialni, patrząc smętnie w otwartą walizkę, z której wysypywały się ciuchy. Za godzinę powinien być gotowy i razem z Piszczkiem i Wasylem ruszyć na lotnisko. Zazwyczaj z entuzjazmem podchodził do wyjazdów reprezentacyjnych, fajnie było spotkać chłopaków grających na co dzień w innych ligach. Co prawda porażka na Euro2012 ciągnęła się za nimi, niczym smród po gaciach, ale z drugiej strony jedynym wyjściem, żeby to zmienić jest ostre zabranie się do roboty.
Był w dobrej formie, ale ostatni mecz ze Szwedami oglądał ze szpitalnego łóżka, Lewy nie potrafił się odblokować a Łukasz od rana ma boleści biodra. Dzwonił rano do Fornalika, że przyjedzie ale nie wiadomo, czy coś z niego będzie.
Kuba zaklął szpetnie usiłując ogarnąć bajzel w walizce, wszystko wyglądało tak, jakby przed chwilą zostało wyciągnięte z gardła krowy. Denerwował się, bo Agnieszka po raz kolejny udowodniła mu, jakim jest debilem. Odzyskał ją po sześciu latach, a teraz może stracić przez swoją cholerną zazdrość i zaborczość.
- Co we mnie kurwa wstąpiło?- zadał sobie pytanie, nie zauważając, że mówi to na głos a w progu stoi jego ukochana.
Dziewczyna już od jakiegoś czasu obserwowała zmagania Kuby z walizką. Rozczulał ją widok dwudziestosiedmiolatka , który niczym dziesięciolatek nie potrafi zapakować się na wyjazd, bez pomocy kompetentnej kobiety.
- Diabeł Kuba, diabeł w ciebie wstąpił.- ruszyła w jego stronę, pochylając się i wyrzucając ciuchy z walizki. Podniosła je i wrzuciła do kosza z rzeczami do prasowania, potem wyjęła poskładane w szafie koszulki, jeansy i bluzy, po czym starannie ułożyła je w walizce. Na koniec wyciągnęła jego ukochane Mercuriale, kosmetyczkę i tabletki, które przepisał mu lekarz. Całość zmieściła się idealnie, dzięki czemu walizkę udało się zamknąć bez kopania, klęcia i siadania na niej.
Błaszczykowski obserwował jej pracę ze wzruszeniem, była idealną partnerką, rozumiała jego lenistwo i bałaganiarstwo a na dodatek potrafiła wybaczyć.
- Agnieszka...- podszedł do niej, obejmując delikatnie w pasie.
Blondynka spojrzała na niego spod rzęs tak, że w jednej chwili w jego żyłach krew zaczęła szybciej krążyć, a nawet więcej, zaczęła musować jak bąbelki w szampanie.
- Ciii...-przybliżyła wargi do jego ust tak, że dzieliły ich tylko milimetry a Błaszczykowski poczuł jej ciepły oddech. - Wiesz Kuba, czasem mam wrażenie, że siedzą w tobie dwie osoby. To jakbym na co dzień, obcowała z doktorem Jekyllem a potem nagle wstępuje w ciebie zwierze i robisz się gburowaty, zaborczy i chamski. Wtedy jesteś Edwardem Hydem. Ale kocham cię jako całokształt i naprawdę gdyby twoja chora zazdrość nas rozdzieliła, nie wiem co by się ze mną stało. Rozumiesz mnie? Nie akceptuję twojego Hyde'a , ale mam nadzieję, że razem uda nam się go pokonać.
- Kocham cię Agnieszka. - rzekł a potem objął ją mocniej i wycisnął na jej ustach zachłanny a zarazem słodki i czuły pocałunek. Przycisnął ją mocniej, przeczesując palcami jej złote włosy. Tak bardzo pragnął zawsze mieć ją blisko siebie, a teraz cały płonął z miłości do niej.
"Cholera jasna jak bardzo jej pragnął, a zaraz ma samolot!"
Aga niechętnie wyswobodziła się z jego uścisku, wiedziała, że w tym momencie musi być nastawiony na walkę z Irlandią a nie amory.
- Kochanie musisz już iść, Wasyl czeka na dole cały w nerwach. - pogłaskała go po blond czuprynie a on pocałował ją jeszcze raz, tym razem delikatnie.
- Jak wrócę to...- w jego spojrzeniu odczytała obietnicę, nie dała mu się jednak rozochocić.
- Jak pan wróci, drogi panie Błaszczykowski, to wtedy porozmawiamy a teraz chodź na dół.- pociągnęła go za rękę odprowadzając do salonu.
Wasyl siedział na kanapie łypiąc koso na swojego kociego imiennika, który rozwalony na sąsiednim fotelu ze starannością czyścił, swoje bure futerko.
- No nareszcie moje gołąbki ,czy już doszliście do porozumienia?- zapytał widząc przyjaciela trzymającego za rękę swoją dziewczynę.
- Ogłosiliśmy zawieszenie broni a gdzie jest Martyna?- zapytał Kuba.
Marcin na dźwięk imienia lekarki prychnął zupełnie podobnie jak zezłoszczony kocur. Był głęboko urażony sytuacją, która miała miejsce pod łazienką, dzisiejszego ranka. Z drugiej strony on też nie zachował się najmilej. Ale i tak, był w tym starciu ofiarą, przecież mogła mu złamać kręgosłup!
- Nie wiem.- odpowiedział opryskliwie.
- Znowu sie pokłóciliście?- Kuba wywrócił oczami.
"Po co, ja właściwie pytam?" - pomyślał, czekając na odpowiedź Wasyla, która nie była nadmiernie błyskotliwa.
- Wymieniliśmy tylko poglądy. Czy ja naprawdę zawsze powinienem wiedzieć, co dzieje się u twojej kuzynki? Przecież do cholery nie jest moją żoną!- uniósł się stoper.
Aga ledwo tłumiła śmiech, zastanawiając się, co też Martyna zrobiła biednemu Wasilewskiemu.
- Kuba, przestań dręczyć Wasyla. Uciekajcie już, bo spóźnicie się na samolot.
Kapitan reprezentacji z niechęcią opuszczał dom. Pierwszy raz w całej swoje futbolowej karierze wolał trafić na boisko łóżkowe, niż to rzeczywiste.
Wasyl był wściekły, ba był bardzo wściekły. Najchętniej walnąłby sobie pół litra albo co gorsze zadzwonił do obywatela Peszki, żeby pomógł mu obalić kilka flaszek.
- To pa skarbie.- Kuba przybliżył się do Agi całując ją z delikatnością muśnięcia skrzydełek motyla.
- Pa. Skopcie zadki Irysom! - Aga oddała pocałunek Kubie i ku zdziwieniu obydwu piłkarzy wyściskała Wasyla i jemu też dodała otuchy buziakiem, z tym że przyjacielskim w policzek.
Kobieca przekora popchnęła ją do tego, chciała też sprawdzić reakcję swojego partnera.
Żadnej sceny nie było.
Godzinę później do domu wróciła Martyna. Spocona bieganiem, wleciała do salonu niczym tornado. Włosy powychodziły jej z kucyka a twarz czerwieniła się zmęczeniem.
Agnieszka gotowała właśnie obiad dla nich dwóch, gdy zapiekanka dochodziła w piekarniku poszła sprawdzić, co porabia przyjaciółka.
Lekarka leżała na łóżku w szlafroku, przeskakując po kanałach w telewizorze.
- Wasyl wyjechał naburmuszony jak sfoszona nastolatka, ty wściekle walisz w guziki na pilocie, co się znowu stało?- zapytała.
- Powiedzmy, że ranek nie zaczął się najlepiej a Wasilewski, potrafi spieprzyć wszystko swoją obecnością.- Martyna nadal hipnotyzowała prezentera telewizyjnego, który z szerokim uśmiechem zapowiadał film przyrodniczy, tak jakby współżycie człekokształtnych było najbardziej fascynującą rzeczą na świecie.
- Oj Tina...- Aga nazwała ją ksywką z dzieciństwa, gdy obie chciały śpiewać jak Tina Turner. - Twierdzisz, że Wasyl cię denerwuje, pyszczysz na niego a potem to przeżywasz. Czy ty czasem, nie podkochujesz się w Marcinie?- Agnieszka wypaliła wprost, czekając na reakcję kuzynki Kuby.
Oczy lekarki zalśniły, ale w sposób nieokreślony. Mogło to być potwierdzenie tezy Agi a mogło to też być konkretne i kompletne zaprzeczenie.
- Agnieszka, czy ty słyszysz co mówisz? Ja miałabym się zadurzyć w tym szympansie? Przecież on zachowuje się gorzej niż neandertalczyk przy swojej babie. Naprawdę nie wiedziałam, że możesz tak sobie pomyśleć. - Martyna zaprzeczała jak mogła.
- Przecież ja tylko pytam kochanie, nie musisz od razu się unosić. Wiesz, że jest takie powiedzonko- Kto się lubi, ten się czubi. Zachowujecie się, jakby ono was dotyczyło.
- Matko kochana, daj mi żyć Aga! Błagam cię! Nic nie czuję do Wasyla, oprócz tego, że mnie niemożebnie wkurwia. Staram się być miła, ale mi nie wychodzi.
"Poza tym lubię go denerwować." - pomyślała.
Agnieszka nie czuła się przekonana, ale wolała nie dopatrywać się czego, czego być może nie było.
- Dobrze, uznaj moje pytanie za głupie i nie odpowiadaj.- poklepała przyjaciółkę po ramieniu. - Chodź na dół zjemy coś i popijemy dobrym winem, ale już się nie denerwuj.
Czterech reprezentantów Polski, podróżowało z Dortmundu do Dublina na pokładzie samolotu irlandzkich linii lotniczych Ryanair.
Piszczek cierpiał przez bolące biodro, Wasyl był w nastroju kontemplacyjnym a Kuba myślał o wszystkim innym, tylko nie o nadchodzącym meczu.
- Ciekawe czy trener cię wystawi do pierwszego składu?- Lewy spojrzał na Kubę.
- Dlaczego miałby mnie nie wystawić?- zapytał a w jego głosie było słychać lekkie poddenerwowanie. Robert zadał to pytanie tylko po to, żeby go wkurzyć.
- A jak znowu zemdlejesz na boisku?
- On miał zapaść Lewandowski nie zemdlał, ot tak. Zadałeś to pytanie, jakby jego śmierć kliniczna cię bawiła.- odezwał się Wasyl.
Nawet jego ostatnimi czasy Lewy zaczął irytować. Widział też, że napastnik zamiast zająć się Emilką snuje się za Agnieszką. Nie chciał mówić tego Kubie, ale jak młody zacznie coś kombinować, to będzie musiał powiedzieć przyjacielowi jak sprawy się mają.
- Spokojnie. Przecież, nie miałem nic złego na myśli. Kuba, przecież wiesz że drużyna cię potrzebuje, jesteś kapitanem.- Lewy zmienił ton wypowiedzi, tak jakby wyczuł to, co Wasyl sobie pomyślał.
Wasyl zamilkł nie chcąc dolewać oliwy do ognia, Kuba zaś odpowiedział niczym rasowy dyplomata.
- Każdemu z nas zależy, żeby wygrać z Irlandią, nie odebrałem twojej wypowiedzi jako zaczepkę.
- Prędzej ja nie zagram. Kuba jest w dobrej dyspozycji. - jęknął Piszczek. - Błaszczu, twoja impreza pomimo mojego urazu, jednak przejdzie do historii, jako jedna z tych bardziej zajebistych. - zaśmiał się.
- Nie licz na szybką powtórkę. Dopiero co pogodziłem się z Agą. Była tak wściekła, że oberwałem kwiatkami po głowie.
- Poważnie?- zachichotał Piszczek.- Dobrze, że ci wybaczyła. Złoto nie kobieta.
Lewy przysłuchiwał się rozmowie Kuby i Łukasza z rosnącą wściekłością. Co ten dureń w sobie ma, że nawet jak coś spierdoli ona mu wybacza?
______________________________________________________________________________
Dodaję, acz nie jestem do końca zadowolona(jak zwykle), zajęłam się dzisiaj oglądaniem meczu Sovia vs Skra. :D
Tak czy siak, życzę Wam kochane miłego czytania!
Jeszcze mała reklama! Skończyłam pisać Uzależnioną i wzięłam się za coś lżejszego, również zawierającego sporą dawkę Tytonia!
Ja,Tytek i Werther's original Zapraszam serdecznie! :D
Pozdrawiam Fiolka :*
Był w dobrej formie, ale ostatni mecz ze Szwedami oglądał ze szpitalnego łóżka, Lewy nie potrafił się odblokować a Łukasz od rana ma boleści biodra. Dzwonił rano do Fornalika, że przyjedzie ale nie wiadomo, czy coś z niego będzie.
Kuba zaklął szpetnie usiłując ogarnąć bajzel w walizce, wszystko wyglądało tak, jakby przed chwilą zostało wyciągnięte z gardła krowy. Denerwował się, bo Agnieszka po raz kolejny udowodniła mu, jakim jest debilem. Odzyskał ją po sześciu latach, a teraz może stracić przez swoją cholerną zazdrość i zaborczość.
- Co we mnie kurwa wstąpiło?- zadał sobie pytanie, nie zauważając, że mówi to na głos a w progu stoi jego ukochana.
Dziewczyna już od jakiegoś czasu obserwowała zmagania Kuby z walizką. Rozczulał ją widok dwudziestosiedmiolatka , który niczym dziesięciolatek nie potrafi zapakować się na wyjazd, bez pomocy kompetentnej kobiety.
- Diabeł Kuba, diabeł w ciebie wstąpił.- ruszyła w jego stronę, pochylając się i wyrzucając ciuchy z walizki. Podniosła je i wrzuciła do kosza z rzeczami do prasowania, potem wyjęła poskładane w szafie koszulki, jeansy i bluzy, po czym starannie ułożyła je w walizce. Na koniec wyciągnęła jego ukochane Mercuriale, kosmetyczkę i tabletki, które przepisał mu lekarz. Całość zmieściła się idealnie, dzięki czemu walizkę udało się zamknąć bez kopania, klęcia i siadania na niej.
Błaszczykowski obserwował jej pracę ze wzruszeniem, była idealną partnerką, rozumiała jego lenistwo i bałaganiarstwo a na dodatek potrafiła wybaczyć.
- Agnieszka...- podszedł do niej, obejmując delikatnie w pasie.
Blondynka spojrzała na niego spod rzęs tak, że w jednej chwili w jego żyłach krew zaczęła szybciej krążyć, a nawet więcej, zaczęła musować jak bąbelki w szampanie.
- Ciii...-przybliżyła wargi do jego ust tak, że dzieliły ich tylko milimetry a Błaszczykowski poczuł jej ciepły oddech. - Wiesz Kuba, czasem mam wrażenie, że siedzą w tobie dwie osoby. To jakbym na co dzień, obcowała z doktorem Jekyllem a potem nagle wstępuje w ciebie zwierze i robisz się gburowaty, zaborczy i chamski. Wtedy jesteś Edwardem Hydem. Ale kocham cię jako całokształt i naprawdę gdyby twoja chora zazdrość nas rozdzieliła, nie wiem co by się ze mną stało. Rozumiesz mnie? Nie akceptuję twojego Hyde'a , ale mam nadzieję, że razem uda nam się go pokonać.
- Kocham cię Agnieszka. - rzekł a potem objął ją mocniej i wycisnął na jej ustach zachłanny a zarazem słodki i czuły pocałunek. Przycisnął ją mocniej, przeczesując palcami jej złote włosy. Tak bardzo pragnął zawsze mieć ją blisko siebie, a teraz cały płonął z miłości do niej.
"Cholera jasna jak bardzo jej pragnął, a zaraz ma samolot!"
Aga niechętnie wyswobodziła się z jego uścisku, wiedziała, że w tym momencie musi być nastawiony na walkę z Irlandią a nie amory.
- Kochanie musisz już iść, Wasyl czeka na dole cały w nerwach. - pogłaskała go po blond czuprynie a on pocałował ją jeszcze raz, tym razem delikatnie.
- Jak wrócę to...- w jego spojrzeniu odczytała obietnicę, nie dała mu się jednak rozochocić.
- Jak pan wróci, drogi panie Błaszczykowski, to wtedy porozmawiamy a teraz chodź na dół.- pociągnęła go za rękę odprowadzając do salonu.
Wasyl siedział na kanapie łypiąc koso na swojego kociego imiennika, który rozwalony na sąsiednim fotelu ze starannością czyścił, swoje bure futerko.
- No nareszcie moje gołąbki ,czy już doszliście do porozumienia?- zapytał widząc przyjaciela trzymającego za rękę swoją dziewczynę.
- Ogłosiliśmy zawieszenie broni a gdzie jest Martyna?- zapytał Kuba.
Marcin na dźwięk imienia lekarki prychnął zupełnie podobnie jak zezłoszczony kocur. Był głęboko urażony sytuacją, która miała miejsce pod łazienką, dzisiejszego ranka. Z drugiej strony on też nie zachował się najmilej. Ale i tak, był w tym starciu ofiarą, przecież mogła mu złamać kręgosłup!
- Nie wiem.- odpowiedział opryskliwie.
- Znowu sie pokłóciliście?- Kuba wywrócił oczami.
"Po co, ja właściwie pytam?" - pomyślał, czekając na odpowiedź Wasyla, która nie była nadmiernie błyskotliwa.
- Wymieniliśmy tylko poglądy. Czy ja naprawdę zawsze powinienem wiedzieć, co dzieje się u twojej kuzynki? Przecież do cholery nie jest moją żoną!- uniósł się stoper.
Aga ledwo tłumiła śmiech, zastanawiając się, co też Martyna zrobiła biednemu Wasilewskiemu.
- Kuba, przestań dręczyć Wasyla. Uciekajcie już, bo spóźnicie się na samolot.
Kapitan reprezentacji z niechęcią opuszczał dom. Pierwszy raz w całej swoje futbolowej karierze wolał trafić na boisko łóżkowe, niż to rzeczywiste.
Wasyl był wściekły, ba był bardzo wściekły. Najchętniej walnąłby sobie pół litra albo co gorsze zadzwonił do obywatela Peszki, żeby pomógł mu obalić kilka flaszek.
- To pa skarbie.- Kuba przybliżył się do Agi całując ją z delikatnością muśnięcia skrzydełek motyla.
- Pa. Skopcie zadki Irysom! - Aga oddała pocałunek Kubie i ku zdziwieniu obydwu piłkarzy wyściskała Wasyla i jemu też dodała otuchy buziakiem, z tym że przyjacielskim w policzek.
Kobieca przekora popchnęła ją do tego, chciała też sprawdzić reakcję swojego partnera.
Żadnej sceny nie było.
Godzinę później do domu wróciła Martyna. Spocona bieganiem, wleciała do salonu niczym tornado. Włosy powychodziły jej z kucyka a twarz czerwieniła się zmęczeniem.
Agnieszka gotowała właśnie obiad dla nich dwóch, gdy zapiekanka dochodziła w piekarniku poszła sprawdzić, co porabia przyjaciółka.
Lekarka leżała na łóżku w szlafroku, przeskakując po kanałach w telewizorze.
- Wasyl wyjechał naburmuszony jak sfoszona nastolatka, ty wściekle walisz w guziki na pilocie, co się znowu stało?- zapytała.
- Powiedzmy, że ranek nie zaczął się najlepiej a Wasilewski, potrafi spieprzyć wszystko swoją obecnością.- Martyna nadal hipnotyzowała prezentera telewizyjnego, który z szerokim uśmiechem zapowiadał film przyrodniczy, tak jakby współżycie człekokształtnych było najbardziej fascynującą rzeczą na świecie.
- Oj Tina...- Aga nazwała ją ksywką z dzieciństwa, gdy obie chciały śpiewać jak Tina Turner. - Twierdzisz, że Wasyl cię denerwuje, pyszczysz na niego a potem to przeżywasz. Czy ty czasem, nie podkochujesz się w Marcinie?- Agnieszka wypaliła wprost, czekając na reakcję kuzynki Kuby.
Oczy lekarki zalśniły, ale w sposób nieokreślony. Mogło to być potwierdzenie tezy Agi a mogło to też być konkretne i kompletne zaprzeczenie.
- Agnieszka, czy ty słyszysz co mówisz? Ja miałabym się zadurzyć w tym szympansie? Przecież on zachowuje się gorzej niż neandertalczyk przy swojej babie. Naprawdę nie wiedziałam, że możesz tak sobie pomyśleć. - Martyna zaprzeczała jak mogła.
- Przecież ja tylko pytam kochanie, nie musisz od razu się unosić. Wiesz, że jest takie powiedzonko- Kto się lubi, ten się czubi. Zachowujecie się, jakby ono was dotyczyło.
- Matko kochana, daj mi żyć Aga! Błagam cię! Nic nie czuję do Wasyla, oprócz tego, że mnie niemożebnie wkurwia. Staram się być miła, ale mi nie wychodzi.
"Poza tym lubię go denerwować." - pomyślała.
Agnieszka nie czuła się przekonana, ale wolała nie dopatrywać się czego, czego być może nie było.
- Dobrze, uznaj moje pytanie za głupie i nie odpowiadaj.- poklepała przyjaciółkę po ramieniu. - Chodź na dół zjemy coś i popijemy dobrym winem, ale już się nie denerwuj.
Czterech reprezentantów Polski, podróżowało z Dortmundu do Dublina na pokładzie samolotu irlandzkich linii lotniczych Ryanair.
Piszczek cierpiał przez bolące biodro, Wasyl był w nastroju kontemplacyjnym a Kuba myślał o wszystkim innym, tylko nie o nadchodzącym meczu.
- Ciekawe czy trener cię wystawi do pierwszego składu?- Lewy spojrzał na Kubę.
- Dlaczego miałby mnie nie wystawić?- zapytał a w jego głosie było słychać lekkie poddenerwowanie. Robert zadał to pytanie tylko po to, żeby go wkurzyć.
- A jak znowu zemdlejesz na boisku?
- On miał zapaść Lewandowski nie zemdlał, ot tak. Zadałeś to pytanie, jakby jego śmierć kliniczna cię bawiła.- odezwał się Wasyl.
Nawet jego ostatnimi czasy Lewy zaczął irytować. Widział też, że napastnik zamiast zająć się Emilką snuje się za Agnieszką. Nie chciał mówić tego Kubie, ale jak młody zacznie coś kombinować, to będzie musiał powiedzieć przyjacielowi jak sprawy się mają.
- Spokojnie. Przecież, nie miałem nic złego na myśli. Kuba, przecież wiesz że drużyna cię potrzebuje, jesteś kapitanem.- Lewy zmienił ton wypowiedzi, tak jakby wyczuł to, co Wasyl sobie pomyślał.
Wasyl zamilkł nie chcąc dolewać oliwy do ognia, Kuba zaś odpowiedział niczym rasowy dyplomata.
- Każdemu z nas zależy, żeby wygrać z Irlandią, nie odebrałem twojej wypowiedzi jako zaczepkę.
- Prędzej ja nie zagram. Kuba jest w dobrej dyspozycji. - jęknął Piszczek. - Błaszczu, twoja impreza pomimo mojego urazu, jednak przejdzie do historii, jako jedna z tych bardziej zajebistych. - zaśmiał się.
- Nie licz na szybką powtórkę. Dopiero co pogodziłem się z Agą. Była tak wściekła, że oberwałem kwiatkami po głowie.
- Poważnie?- zachichotał Piszczek.- Dobrze, że ci wybaczyła. Złoto nie kobieta.
Lewy przysłuchiwał się rozmowie Kuby i Łukasza z rosnącą wściekłością. Co ten dureń w sobie ma, że nawet jak coś spierdoli ona mu wybacza?
______________________________________________________________________________
Dodaję, acz nie jestem do końca zadowolona(jak zwykle), zajęłam się dzisiaj oglądaniem meczu Sovia vs Skra. :D
Tak czy siak, życzę Wam kochane miłego czytania!
Jeszcze mała reklama! Skończyłam pisać Uzależnioną i wzięłam się za coś lżejszego, również zawierającego sporą dawkę Tytonia!
Ja,Tytek i Werther's original Zapraszam serdecznie! :D
Pozdrawiam Fiolka :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)