niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 5




     Agnieszka przyszła do szpitala zaraz po porannym obchodzie lekarskim. Korytarze powoli zapełniały się odwiedzającymi, zmierzającymi do chorych. Dziewczyna zamyślona szła niemal na autopilocie, nie zauważyła idącego z naprzeciwka mężczyzny. Wpadła na niego z impetem, upuszczając torbę z owocami, które porozlatywały się po posadzce.
Zaklęła po polsku, po czym zwróciła się do mężczyzny łamanym niemieckim.
- Przepraszam pana bardzo. – spojrzała na wysokiego blondyna o ujmującym uśmiechu.
- Nic nie szkodzi.- odpowiedział  płynną polszczyzną. – Pomogę pani.
- Dziękuję. – odpowiedziała z wdzięcznością.  Wspólnie szybko uporali się z owocowym bałaganem.
- Skoro już wpadliśmy na siebie, jesteśmy krajanami i znajdujemy się na jednym oddziale, to może się przedstawię? Łukasz Piszczek.- blondyn uśmiechnął się zawadiacko wyciągając dłoń w stronę Ordy.
- Agnieszka Orda.- odpowiedziała. – Odwiedza pan rodzinę?
- Kumpla. Miał wypadek na boisku i właściwie to nie wiem gdzie leży.
- Pod sto osiem.- odpowiedziała
Piszczek wytrzeszczył oczy ze zdziwienia.
- Jesteś wróżką? – zapytał zszokowany mimowolnie przechodząc na ty. – Nie powiedziałem jego nazwiska.
- Po prostu wiem, że odwiedzasz Kubę Błaszczykowskiego. Słuchaj, musimy pogadać. On stracił pamięć. Lekarze powiedzieli, że to czasowe ale nie pamięta nikogo. Tylko mnie.
- A ty jesteś?
- Jego byłą dziewczyną. Ściągnęła mnie Martyna Brzęczek. Kuba myśli, że nadal jesteśmy razem. Nie wyprowadzaj go tymczasowo z błędu.
- Nic z tego nie rozumiem, ale okay. To zaprowadzisz mnie do chorego?- znowu się uśmiechnął.
Chwilę później oboje siedzieli obok Kuby.
Błaszczykowski spoglądał na przyjaciela i eks dziewczynę a w środku aż się gotował. Musiał udawać przed najlepszym przyjacielem, że go nie pamięta. Wszystko po to, żeby rozsupłać węzeł tajemnic, który zaplątała sześć lat temu Agnieszka.
- Kubusiu jutro wychodzisz. Zobaczysz szybko przypomnisz sobie stare dobre czasy. – Piszczek próbował ratować napiętą sytuację. – Odwiedzę cię jak tylko przyjadę ze zgrupowania kadry. Wasyl ma cię zastąpić na boisku. Pamiętasz Wasyla?
Kuba pokręcił przecząco głową.
- No cóż. Wysoki, krótko obcięty brunet z gębą bandziora. Ale słodki jak miód. – Piszczek w barwny sposób opisał drugiego z przyjaciół.
- Nie pamiętam.- Kuba przeklął w myśli.
Agnieszka milczała. Cały czas mierzyli się z Kubą wzrokiem. Sytuacja była chora i co najmniej dziwna. A najgorsze jest to, że musi udawać jego dziewczynę.
Piszczek posiedział jeszcze piętnaście minut, poopowiadał o drużynie i wyszedł tak szybko jak się pojawił. Musiał biec na trening a potem na samolot.
- Szalony człowiek.- dziewczyna przerwała krępującą ciszę.
Kuba spojrzał na nią tak, jakby w oczach posiadał rentgen. Miała dziwne uczucie jakby bawił się całą sytuacją.
- Długo się znam z Łukaszem? – zapytał nagle.
Agnieszka próbowała sobie przypomnieć wskazówki od Martyny.
-Odkąd Łukasz jest w Borussi.  Nie wiem dokładnie.
Jak Martyna ją do tego przygotowała?
Błaszczykowski bezceremonialnie wpatrywał się w Agnieszkę jakby chłonąc jej widok. Zmieniła się przez te sześć lat. Myślała, że ostatnim razem widzieli się na pogrzebie jej babci. I tak go zapamiętała.
Nie mogła pamiętać tych nocy, kiedy leżała w szpitalu po przeszczepie skóry. Lekarze zrobili wszystko co w ich mocy żeby doprowadzić jej nogi i ręce do jako takiego wyglądu.  Rany były paskudne. Kuba widział jej cierpienie, czuwając z Martyną na zmianę przy łóżku Agnieszki. Rzucił wtedy wszystko. Musiał przy niej być.
Ciężko mu było wyleczyć się z tej kobiety. Jej włosy, oczy, smak ust i zapach skóry na zawsze wyryły się w jego pamięci. Chwile spędzone razem pamiętał tak wyraźnie, jakby dopiero co się wydarzyły.
Czy nadal ją kochał?
Nie wiedział. Na pewno w dalszym ciągu coś do niej czuł. Była to słodko gorzkie uczucie. Mieszanina czułości i gniewu. Niewidzialne więzy, którymi był spętany. Agnieszka była częścią jego przeszłości. Była jego przyjacielem a potem kochanką. Nie potrafił przekreślić wszystkiego co kiedyś ich łączyło.
Tak jak nie potrafił teraz odpuścić. Musiał dowiedzieć się prawdy. 

   Kilka godzin później.
      Martyna nerwowo przechadzała się po salonie w domu swojego kuzyna. Czekała na Agnieszkę. Przed momentem odebrała telefon z Polski, musiała wracać do szpitala. Było jej głupio, że zostawia przyjaciółkę samą z Kubą. W końcu nie musiała zajmować się Błaszczykowskim, nie utrzymywali kontaktów od sześciu lat.
Na przedpokoju rozległ się chrzęst zamka, po chwili Agnieszka pojawiła się w domu.
- Houston mamy problem!- Martyna zwróciła się do Ordy, gdy ta pojawiła się w salonie.
Aga popatrzyła na nią zaciekawiona.
- Mianowicie?
- Muszę wracać do Warszawy.
- A co z Kubą?
Martyna zaczęła nerwowo wykręcać palce, rozglądając się przy tym na boki.
Aga widziała, że przyjaciółka jest zdenerwowana.
- Martyna czekam…
- Bo no widzisz Aguś kochanie… no ty musisz z nim zostać.
- Ja?! Sama? Chyba oszalałaś. Dlaczego nie może przyjechać Dawid i babcia?
- Babcia ma prawie osiemdziesiąt lat, powiedzieliśmy jej że Kuba już się dobrze czuje. Nie można narażać ją na takie stresy. Dawid musi z nią zostać.
- Martyna jak ty to sobie wyobrażasz? A jeśli on nagle wszystko sobie przypomni? Co mu w tedy powiem?Hej Kuba, bo właściwie musiałam udawać twoją dziewczynę przez amnezję.
- Zdążę wrócić. Jadę tylko na dwa dni.
- A jeśli nie zdążysz?
- Aga błagam cię!
Nie mogła odmówić. Martyna pomogła jej w najgorszych chwilach, miała dług do spłacenia. Poza tym nadal zależało jej na szczęściu Kuby.
Ze względu na miłość jaką kiedyś do niego czuła i na przyjaźń z dzieciństwa.
Chciała naprawić błąd z przed lat. Jakoś zadośćuczynić tamto kłamstwo.
- Zgoda. – odpowiedziała.
Martyna przytuliła ją mocno, ściskając z wdzięczności. Zjadły razem obiad, po czym młoda lekarska pojechała na lotnisko. Miała odlecieć do stolicy najbliższym nocnym lotem.
Agnieszka została sama w kawalerskim domostwie Błaszczykowskiego. Czuła się jak intruz naruszający cudze terytorium.

Lekarz prowadzący spojrzał na Błaszczykowskiego, jakby temu nagle wyrosła druga głowa.
- Chce pan wyjść do domu? Powinien pan poleżeć jeszcze kilka dni. – zasugerował.
Kuba niecierpliwie wiercił się na łóżku, był wściekły a jego podły nastrój potęgowały szpitalne wnętrza i zapach sterylnej czystości.
- Tak. I mam do tego prawo na własną odpowiedzialność. – spojrzał na lekarza twardym, nieugiętym wzrokiem.
-Przemyślał to pan dokładnie? A jeśli wystąpią jakieś komplikacje? Co na to narzeczona? Proszę się jeszcze wstrzymać.
- Postanowiłem. Jeszcze dzisiaj wychodzę do domu. Chciałbym to zrobić jak najszybciej.
- Dobrze. Widzę, że dyskusja z panem nie ma najmniejszego sensu. Za godzinę wypis będzie gotowy. Może się pan ubierać.- lekarz opuścił salę udając się do swojego gabinetu.
Kuba opadł na poduszki z uczuciem ulgi. W końcu będzie w domu.

Godzinę później jechał taksówką przez ulice Dortmundu skąpane w światach latarni i witryn sklepowych. Mieszkał na obrzeżach miasta, więc droga zajęła jakieś pół godziny w których mógł sobie wszystko przemyśleć. Chciał zaskoczyć Agnieszkę i sprawdzić jak będzie zachowywała się w jego domu.
Kierowca wysadził go przed posesją. Błaszczykowski wyciągnął kilka banknotów, zabrał torbę z chodnika i pewnie ruszył w stronę domu. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Uchylił je, wsuwając się cichcem do środka. Dom pogrążony był w zupełnej ciemności za wyjątkiem jego sypialni. Drzwi do pokoju były zamknięte, ale dołem sączyło się słabe źródło światła.
Mężczyzna ostrożnie położył torbę na komodzie w przedpokoju, sam zaś ruszył do siebie. Zachowywał się trochę jak szpieg albo złodziej. Uchylił ostrożnie drzwi, zaglądając do środka. Łóżko było zaścielone. W kącie stała walizka z której wystawało kilka sztuk damskiej odzieży. Na stoliku nocnym paliła się lampka, która lekko oświetlała pomieszczenie, dzięki czemu panował w nim półmrok przełamany subtelną poświatą.
Kuba stanął pośrodku swojej sypialni czując otaczający go zapach Agnieszki. Kobiecy i subtelny, lekko cytrusowy. Zapach jakiego używała odkąd pamiętał.
Działający na jego zmysły. Pobudzający i jednocześnie kojący.
Drzwi do łazienki skrzypnęły lekko i w progu pojawiła się Agnieszka.
Ubrana w liliowy dres z włosami zawiązanymi na czubku głowy. W pierwszej chwili spojrzała na Kubę w popłochu, wypuszczając z rąk kosmetyczkę.
Schylili się po nią równocześnie, przy okazji nie spuszczając z siebie wzroku.
Oczy Kuby patrzyły badawczo , był niczym jastrząb szykujący się do ataku na swoją ofiarę.
Aga spojrzała z przestrachem. Jak spłoszony zajączek, który nie wie co zrobić i sparaliżowany strachem stoi w miejscu. Ich ręce na chwilę się musnęły, gdy Błaszczykowski podawał jej kosmetyczkę.
- Dziękuję.- przerwała milczenie biorąc od niego przedmiot.
- Pięknie pachniesz.- odpowiedział cicho.
- Co ty tutaj robisz?- niemalże pisnęła z przestrachem.
- Mieszkam tutaj.
- Wiem. Ale byłeś przecież w szpitalu.
- Wypisałem się. – stał tylko kilka centymetrów od niej. Czuła jego zapach.
Powietrze wokół nich było tak ciężkie od emocji, że w każdej chwili można było wyciągnąć nóż i kroić je na porcje.
- Dlaczego?- zapytała szeptem.
Nie odpowiedział. Wpił się w jej usta, równocześnie przyciągając ją mocno do siebie. Nie mógł się powstrzymać. To było silniejsze od niego. Pragnął tego odkąd ponownie ją ujrzał. Musiał to zrobić i miał w dupie to, że może tym się zdradzić.
Smakowała cudownie, jak zakazany owoc którego nie można skosztować a który kusi.
Zatopił się w niej cały, zapominając o ostatnich wydarzeniach. 
_____________________________________________________________
Miałam trochę inną koncepcję, ale Błaszczykowski pokrzyżował mi plany. Nagle zaskoczyło mnie takie rozwiązanie i nie było wyjścia. Musiałam napisać.
Oceńcie same. Miłego czytania :) :*

wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 4




     Lekarz zapewnił Agnieszkę i Martynę, że Kuba będzie spał do rana i mogą spokojnie pojechać do domu. Pisarka nie była zbytnio zadowolona z faktu,  że będzie musiała mieszkać w domu Błaszczykowskiego. Wyraziła jednak zgodę, nie widząc lepszego wyjścia z tej sytuacji.
Taksówka wiozła je przez skąpane w światłach latarni ulice miasta. Agnieszka obserwowała zabudowę i wystawy sklepowe, Dortmund różnił się od stareńkich uliczek Krakowa.
Dom Kuby znajdował się na obrzeżach miasta w dość zamożnej dzielnicy. Eleganckie bliźniaki i parterowe domy były wykonane z czerwonej cegły, każdy stał przy idealnie wypielęgnowanym trawniku. O tej porze panowała tutaj cisza i spokój.
Wysiadły na końcu głównej uliczki przy parterowym budynku. Martyna podała kierowcy kilka banknotów, ten zaś uczynnie podał kobietom walizki z bagażnika. Gdy stanęły na progu od razu zapaliła się lampa na czujnik ruchu. Kuzynka Kuby wysupłała z kieszeni pęk kluczy i w kilku sprawnych ruchach otworzyła zamki.
- Zapraszam.- otworzywszy drzwi zaprosiła Agnieszkę do środka.
Dom Błaszczykowskiego był urządzony skromnie i po kawalersku. Dwie sypialnie i salon połączony z aneksem kuchennym oraz sporej wielkości łazienka. Z salonu można było wyjść na patio na tyłach domu, gdzie gospodarz mógł wyprawiać ogrodowe party.
Martyna zakwaterowała Ordę w pokoju kuzyna, sama zaś weszła do sypialni gościnnej, gdzie wcześniej zdążyła się rozpakować.
Agnieszka z postawiła walizkę na środku sypialni gospodarza. Pośrodku pomieszczenia królowało duże łóżko z metalowymi ramami, dwa stoliki nocne, szafa z komodą i fotel. Ściany w szaro-błękitnym kolorze zdobiły plakaty Jamesa Deana, Elvisa, MM i Audrey Hepburn.
Pamiętała z dawnych czasów, że Kuba bardzo lubił kino z lat pięćdziesiątych i sześciedziątych. Posiadał niezliczoną ilość t-shirtów z podobiznami swoich idoli.
Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Rozpakowawszy walizkę postanowiła przespać się kilka godzin.

    Kuba po środku nasennym spał kamiennym snem. Śnił o meczu z Realem w zwolnionym tempie przeszedł jeszcze raz minione wydarzenia. Potknięcie, zastrzyk a potem upadek i zapaść. Twarz Agnieszki, kolegów…zmartwione oblicze Martyny.
Przez opary sennej wizji przypomniał sobie wszystko. Pamiętał każdą z twarzy, zdarzenia, łzy i uśmiechy a co najważniejsze pamiętał wszystko co wydarzyło się po rozstaniu z Agnieszką.
W chwili kiedy przyswoił ten fakt, otworzył powieki uświadamiając sobie że leży w szpitalnym łóżku.
    Agnieszka miała niespokojną noc. Znowu przeżyła wypadek w którym zginął Filip. Iskry z rozbitej maski, bezwładne, zakrwawione ciało narzeczonego i płomienie wdzierające się do wnętrza. Czuła jak lizą ją po skórze, raniąc ciało do żywego i ten okropny ból.
Chciała się obudzić, krzyczała ale nikt jej nie słyszał.
Potem była już tylko biel i cisza. Jakieś pojedyncze głosy. Znowu cisza.
Nie mogła otworzyć oczu, a czuła wszystko co dzieje się obok niej. Głosy mężczyzn i kobiet, pikanie sprzętu najprawdopodobniej aparatury medycznej. I znowu wszechobecna cisza. Kojący dotyk czyjejś dłoni i ciepły głos.
- Wyjdziesz z tego, wierzę w ciebie. – szeptał męski głos.
Zasnęła. Znowu czuła jego obecność. Ciepłe wargi na dłoni i czole.
Próbowała otworzyć oczy.
Agnieszka zerwała się z łóżka, uświadamiając sobie, że śniła. Już od dwóch miesięcy nie nawiedzała jej wizja szpitala.
Pogodziła się z tym, że Filip odszedł na zawsze a jej ciało nigdy nie będzie takie samo jak przed wypadkiem. Zagadką był tylko tajemniczy i kojący głos. Wtedy w szpitalu czuła jego obecność i teraz w śnie też. Dziwne.
    Błaszczykowski zaklął szpetnie, gdy lekarz latarką świecił w jego oczy.
- Panie Jakubie zdrowieje pan. Myślę że jutro mogę wypisać pana do domu.-  ordynator w średnim wieku uśmiechnął się ciepło do piłkarza.
- Co z tego jak mecz mi przepadł? – odpowiedział Kuba nie podzielając optymizmu medyka.
- Och mecz to nie wszystko. Miał pan szczęście w nieszczęściu. Może to skłoni pana do refleksji? Zaraz będzie tutaj pana narzeczona. – powiedziawszy to odwiesił historię choroby na łóżko.
Kuba opadł na poduszki z rezygnacją.
Pamiętał wszystko. Każdy pieprzony szczegół z tego wydarzenia i wcześniej.
Dlaczego pamiętał tylko o Agnieszce?
Dlaczego przyjechała? Do głowy nasuwało mu się mnóstwo pytań, również tych z którymi zmagał się od lat.
Dlaczego go wtedy zostawiła?
Dowie się!
Postanowił poudawać jeszcze amnezję, żeby w końcu rozwikłać zagadkę ich zerwania z przed lat, a także jej obecności przy nim teraz.
Musi to wiedzieć. 
____________________________________________________
Voila!
:D Rozdział w bólach, ale jakoś napisany. :)

czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział 3





    Agnieszce niemal cudem udało się zdobyć bilet na lot do Dortmundu.  Przez całą drogę myślała o Kubie, bojąc się sytuacji w której znajdzie się po przylocie. Nie wiedziała co Kuba pamięta, być może jego wspomnienia skończyły się na dniu w którym rozstali się w gniewie.
Gdyby mogła cofnąć czas… Tyle razy analizowała ten dzień i zmieniała scenariusz tamtej rozmowy. Czas zabliźnił ranę, ale czasem dawała o sobie znać.
   Martyna stała w hali przylotów oczekując na najlepszą przyjaciółkę. Zaraz po wypadku Kuby przyleciała do Niemiec by być przy kuzynie. Byli związani silną więzami nie tylko krwi ale też bezinteresownej przyjaźni. Młody Błaszczykowski zawsze do niej pierwszej dzwonił z problemem a i Martynie kilka razy zdarzyło się wypłakać na ramieniu kuzyna.  Była mu teraz potrzebna, chociaż nie poznawał jej twarzy. Zanim dostał leki nasenne cały czas powtarzał imię Agnieszki.
Cóż za ironia losu. Imię kobiety której nie widział od lat a przez którą cierpiał do dziś dnia.
- Aga tutaj!- młoda lekarka zamachała do wychodzącej z hali przylotów dziewczyny. Agnieszka zauważyła ją od razu, zmęczenie dawało obu we znaki.
- Jestem.- młoda pisarka przytuliła się do przyjaciółki. Przez chwilę obie czerpały z tego uścisku.  W końcu Martyna odsunęła się delikatnie. Pionowa zmarszczka przecięła jej czoło, widać było, że jest zmartwiona.
- Jedziemy do szpitala. Kuba powinien się już wybudzić, cały czas pytał o ciebie. Nie jesteś chyba aż tak zmęczona?
Orda uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie. Ale nie rozumiem zaistniałej sytuacji. Jak to Kuba nic nie pamięta? Martyna, my nie widzieliśmy się od sześciu lat. Jak on na mnie zareaguje?
- Myślę, że on nie pamięta waszego rozstania. Kuba przeżył śmierć kliniczną na wskutek wstrząsu anafilaktycznego i prawdopodobnie przez zatrzymanie akcji serca i niedotlenienie mózgu stracił pamięć. Jest bardzo niespokojny, cały czas ciebie wzywał. – spojrzała na przyjaciółkę.- Dasz radę?
Agnieszka policzyła w duchu do trzech, przymknęła oczy i uścisnęła dłoń przyjaciółki.
- Jedziemy.
- Dziękuję ci.- Martyna odwzajemniła uścisk.
Obie kobiety wsiadły do taksówki, która miała zawieść je do szpitala.
Odział na którym leżał Kuba mieścił się na najwyższym piętrze budynku. Agnieszka już w windzie czuła zawroty głowy, ciasne pomieszczenia wywoływały w niej paniczne ataki lęku.
Gdy winda dotarła do celu z ulgą wysiadła z niej kierując się do sali gdzie leżał Kuba.  Sterylne korytarze z jasnozielonymi ścianami nie kojarzyły się młodej kobiecie dobrze. Przed oczami miała swój wypadek i kilka miesięcy leczenia.
Dała sobie radę, była zdrowa ale blizny zostały. Te w sercu i te widoczne szpecące jej nogi i częściowo ręce.
Martyna zatrzymała się przed oszkloną ścianą. Po drugiej stronie leżał Kuba. Nie spał a lekarz starał się go uspokoić.
- Gdzie jest moja dziewczyna?- wzburzony chciał wyrwać sobie kroplówkę.
- Proszę się uspokoić na pewno zaraz się pojawi.
- Dlaczego jej tu jeszcze nie ma?!- wykrzyknął Błaszczykowski.
W drzwiach pojawiła się Agnieszka. Widząc wymizerowanego Kubę płacz ścisnął ją w gardle, podeszła do jego łóżka w impulsie biorąc go za rękę.
Kuba spojrzał na nią jak na anioła.
- Agnieszka…- wyszeptał.- Kochanie czekałem na ciebie, gdzie byłaś?- zapytał z wyrzutem.
Dziewczyna przytuliła się do niego nie wiedząc co innego mogłaby zrobić.
- Przepraszam cię. Już jestem.
- Nigdy mnie nie opuszczaj! Nigdy!
- Dobrze już spokojnie zostanę. Ale musisz dać sobie zrobić zastrzyk. To dla twojego dobra, zgadzasz się?
- Dla ciebie wszystko.
Mężczyzna uspokoił się na tyle, że pielęgniarka zrobiła mu zastrzyk nasenny.  Agnieszka czuwała przy nim aż zmorzył go sen. Jego surowe oblicze pod wpływem snu, złagodniało i wygładziło się. Kiedyś uwielbiała obserwować go w nocy. Dotykała opuszkami jego ust, kreśliła kontury jego twarzy. Czasem ucałowała nieruchome usta.
Dzisiaj tylko trzymała jego dłoń, chciała żeby czuł że jest przy nim. Była mu to winna.
Martyna obserwowała Agnieszkę pochyloną nad łóżkiem Kuby. Miała mieszane uczucia, minęło tyle lat. Ci dwoje już dawno temu powinni spotkać się i porozmawiać. Dopiero wypadki skłaniają ich do bliskości. Smutne a jednocześnie tak ludzkie. 
____________________________________________________
Napisałam! Jak zwykle nie jestem zadowolona, ale czułam że nie mogę zakończyć tego tygodnia bez rozdziału. Miłego czytania :)
                                                                        Fiolka :) 

środa, 7 listopada 2012

Rozdział 2




Listopad 2012
   Dortmund
    
    Jasne światło majaczyło na końcu drogi, którą zmierzał samotny mężczyzna odziany tylko w białe spodnie. Tunel przez który szedł pogrążony był w cieniu, jego na wpół odkryte ciało przenikało na wskroś wszechobecne zimno. Drżał niczym w febrze, przyśpieszając kroku by zdążyć przed całkowitym zamarznięciem. Na jasnych włosach pojawiły się płatki śniegu, które wiatr roznosił po ciemnym pomieszczeniu.
Żywioł przybrał na sile pchając nieszczęśnika bliżej ciepłego blasku. Gdy zaszedł już wystarczająco daleko, ciepło było na wyciągnięcie ręki. Skostniałe palce delikatnie poruszyły się w chęci dosięgnięcia źródła ciepła.
Nagle z tyłu odezwał się głos z początku cichy, potem przybierający na sile. Głos dobrze mu znany, ale jakby zapomniany.
- Kuba gdzie idziesz?- zapytał melodyjnie.
Błaszczykowski odwrócił się, mając teraz światło za plecami. Patrzył w ciemną czeluść wytężając wzrok. Nic nie dostrzegł, tylko ciemność, która tak bardzo go przerażała.
Głos powtórzył pytanie.
- Gdzie idziesz? – echo poniosło się po pomieszczeniu wibrując w uszach piłkarza.
- W stronę światła.- odpowiedział .- Kim jesteś? Dlaczego chowasz swoją twarz?- zapytał urażony. Czuł na plecach ciepło bijące od światła na drugim końcu tunelu. Jego przeznaczenia.
- Nie chowam.- odpowiedział głos. 
Błaszczykowski miał wrażenie, że kobieta mówiąca to kpi z niego
. – Wiesz kim jestem. Na pewno chcesz tam iść?- przekomarzała się z nim.
Jakub z wściekłości kopnął jedną ze ścian tunelu. Noga zdrętwiała mu a zimno mroziło ją aż do biodra.
-Chcę.- odpowiedział butnie.
- Chcesz zostawić wszystko co tutaj osiągnąłeś? Rodzinę, przyjaciół, karierę. Zastanów się.- kusiła.
Piłkarz dotknął spierzchniętych z zimna ust. Wszystko go bolało a najbardziej głowa. Myśli wirowały w niej jak w oku potężnego cyklonu.
Tak bardzo chciał dotknąć światła a ten przeklęty głos wzywa go do siebie.
Do babci, Dawida do przyjaciół. Do piłki nożnej i do niej. Kobiety, której nigdy nie powinien zostawiać.
Głos zaśmiał się a echo odbiło się od ścian. Kuba odwrócił się ku światłu posyłając w stronę niego tęskny wzrok. Zamknął oczy i zawrócił, poddając swoje ciało na pastwę lodowatych podmuchów. Śnieg przybrał na sile uniemożliwiając mu widoczność. Tułaczka trwała długo na jej końcu znowu usłyszał znajomy ciepły ton.
- Do zobaczenia…czenia…enia enia...- wtedy stracił świadomość. 

   - Wraca do nas.- wykrzyknął lekarz Borussi do sanitariusza stojącego obok. Obaj bezskutecznie próbowali reanimować nieprzytomnego Błaszczykowskiego.
W siódmej minucie meczu Realu z Borussią, Kuba tknięty nagłą niemocą upadł na murawę.
Na boisku pojawiła się służba medyczna, podając zawodnikowi zastrzyk przeciwbólowy. Piłkarz wstał przy pomocy dwóch rosłych sanitariuszy, poklepał po ramieniu stojącego najbliżej Łukasza Piszczka, po czym padł zemdlony na murawę.
 Kibice wstali z miejsc, trener Klopp podbiegł bliżej przepychając się przez zawodników.
- Co mu jest?- ryczał jak zranione zwierzę, podczas gdy lekarz i sanitariusz wykonywali masaż serca.
- Wstrząs anafilaktyczny. – odpowiedział jeden z medyków.
Po trwającej kilka chwil a drużynie wydającej się wiecznością akcji ratunkowej  Błaszczykowski odzyskał świadomość. Spojrzał na lekarza, potem na trenera aż w końcu skierował wzrok ku niebu.
- Agnieszka?- zapytał zdezorientowany. – Gdzie jest Agnieszka?- pytał jeszcze wtedy, gdy nieśli go na noszach do karetki. Kibice Borussi i Realu skandowali jego imię, przejęci zawodnicy odmówili dokończenia meczu, który miał zostać przełożony na inny termin. Po całym Signal Iduna Park niosło się nazwisko wyrwanego śmierci z rąk Błaszczykowskiego.

    
Kraków
   Agnieszka Orda przechadzała się nerwowo po pokoju swojego krakowskiego mieszkania. Mieszkała tam od siedmiu lat, gdy jako dziewiętnastolatka przyjechała na studia do Krakowa. Powodem wybrania polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim było także zasilenie szeregów Wisły Kraków, przez jej ówczesnego chłopaka Jakuba Błaszczykowskiego.   Zamieszkali razem w malutkim dwupokojowym mieszkanku przy ulicy Estery. Byli szczęśliwi przez dwa lata, ona osiągała dobre wyniki w nauce, on był obiecującym zawodnikiem rozwijającym skrzydła pod sztandarem białej gwiazdy. Kres idylli położyła nagła choroba babci Agnieszki- Marii oraz niespodziewany transfer młodego Błaszczykowskiego do Borussi Dortmund.
Kuba za pewnik wziął fakt, iż Agnieszka wyjedzie z nim do Niemiec. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie fakt, że lekarze nie dawali Buni więcej niż trzy miesiące życia. Zostawienie kobiety, która wychowała ją po śmierci rodziców, dla swojego szczęścia przy boku Błaszczykowskiego, było w tym momencie jej życia rzeczą nie do wykonania. A pogodzić opiekę nad chorą staruszką, studia i przeprowadzkę były ponad jej siły.
Nie mogła wyjawić prawdy Kubie. Czy postąpiła głupio? Z pewnością tak.
Gdyby w tej chwili była silniejsza a przede wszystkim dojrzalsza wszystko potoczyłoby się inaczej. Wolała wmówić chłopakowi, że nie chce go widzieć. Że być może jest ktoś inny, niż przyznać się, że nie daje rady. Serce rwało jej się na kawałki, kiedy wyrzucała mu jak wiele musiała dla niego poświęcić i że nie jest w stanie dalej z nim żyć. Po tej kłótni spotkali się jeszcze raz. W dniu pogrzebu Buni. Kuba zaraz po ceremonii na cmentarzu wyjechał z powrotem do Niemiec. Nie widzieli się już nigdy więcej.

    Odchorowywała tą miłość przez kolejne dwa lata, zamykając się w świecie nauki i swojej własnej kiełkującej twórczości literackiej.
Miłość do Błaszczykowskiego uśpiła w najodleglejszych zakątkach swojej duszy, modląc się by go więcej nie spotkać. Celowo unikała przyjazdów do wujostwa Strzelczyckich wymigując się nawałem pracy. Po studiach w 2010 roku, zatrudniła się w malutkim wydawnictwie Fiołek, prowadzonym przez doktoranta z jej wydziału Filipa Antkowiaka. Kilka lat starszy brunet o wesołych, zielonych oczach powoli zapełniał pustkę, którą pozostawił w jej sercu Błaszczykowski. Odrodziła się na nowo, ciesząc się każą chwilą spędzaną z Filipem i każdym momentem bez wspomnień o pierwszej miłości.
Filip oświadczył jej się po siedmiu miesiącach znajomości. W tym samym momencie Kuba rozstał się ze swoją wieloletnią dziewczyną Agatą.
Tak przynajmniej pisano w gazetach.
Agnieszka żyła jednak swoim życiem a przede wszystkim rychłym ślubem. Urządzali z Filipem domek na przedmieściach Krakowa.
Tydzień przed ceremonią wracając z przyjęcia mającego na celu uczcić pierwszy egzemplarz książki Agnieszki, samochód prowadzony przez Filipa zderzył się z betonowym słupem. Mężczyzna zginął na miejscu, dziewczynę z płonącego samochodu wyciągnął kierowca jadący za nimi. Chwilę później auto eksplodowało zostawiając zgliszcza w jej sercu i życiu.
Młoda kobieta z ciężkimi poparzeniami nóg trafiła na dwa miesiące do szpitala.
Od tego zdarzenia minął równy rok.
W tym czasie musiała nauczyć się żyć bez Filipa. Sprzedała dom, przenosząc się z powrotem do mieszkania na Kazimierzu. Jej książka Dotyk twych ust, osiągnęła umiarkowany sukces, pozwalając spokojnie tworzyć następną historię.
Powoli uspokajała się również wewnętrznie, wiele zawdzięczała kuzynce Kuby, Martynie Brzęczek.
Młoda lekarka wzięła ją do siebie w najgorszym okresie, nie pozwalając zamknąć się na świat zewnętrzny. Nie udawała że rozumie, pozwalała płynąć łzom. Pomagała na każdym kroku, również wtedy gdy Orda budziła się w nocy z histerycznym krzykiem.
Była jej dobrym duchem i prawdziwym przyjacielem. Dopiero pół roku temu pozwoliła Agnieszce wrócić do siebie, wcześniej upewniając się czy wszystko na pewno jest ok.
To były już wspomnienia.
Przeszłość, której nie da się wymazać, można jedynie podkreślić grubą linią i iść dalej bez oglądania się za siebie. 

   Agnieszka wpatrzona w uśpioną ulicę zastanawiała się co nie dało jej spać dzisiejszej nocy.
Pierwszy raz od pięciu lat przyśnił jej się Kuba. Wołał ją, błagając by mu pomogła. Gdy wyciągnęła rękę, rzeczywistość wydarła ją z oparów snu. Cóż to mogło być?
Może kiedyś się tego dowie…
Telefon na jej stoliku zawibrował przerywając jej rozmyślania. Na wyświetlaczu pojawił się napis: Martyna Brzęczek.
Agnieszka pośpiesznie wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Aga? To ty?- słychać było spanikowany głos przyjaciółki.
- Co się stało?- zapytała.
- Kuba miał wypadek. Musisz polecieć do Dortmundu.
- Ja? Przecież my nie widzieliśmy się ponad pięć lat. Jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytała pisarka.
- Szczerze? Nie wyobrażam sobie tego. Ale również nie wyobrażam sobie faktu, że mój kuzyn umarł, zmartwychwstał i stracił pamięć a jedyną osobą którą pamięta jesteś ty.
Agnieszka zamilkła.
- Halo…halo…Aga jesteś tam?!- Martyna niemalże wrzeszczała do słuchawki.- Słyszysz mnie?
- Tak. Już jadę.- powiedziawszy to rozłączyła się
___________________________________________________________________

Dodawałam w późnych godzinach nocnych(lub jak kto woli wczesnym rankiem) i zupełnie zapomniałam  napisać  coś od siebie. ^^
Przyznam  szczerze, że jestem umiarkowanie zadowolona z tego co mi wyszło.
Bohaterowie jak to zazwyczaj bywa żyją własnym życiem i nawet jak nie chcę czegoś napisać to jednak muszę. :D
Za każdy komentarz jestem wam 100 krotnie wdzięczna, bo dzięki nim widzę, że czytacie i mam motywację do dalszej pisaniny.
Nie zapominajcie o Tytoniu :)
                                                                                  Fiolka