środa, 19 czerwca 2013
Rozdział 35- ostatni
Agnieszka o aresztowaniu Roberta dowiedziała się z telewizji. Aktualnie przebywała w Warszawie razem dzieciakami i Martyną. Obie w osłupieniu wpatrywały się w ekran telewizora, na którym jeden z dziennikarzy tvn24 z pasją opowiadał o kulisach śledztwa kolegów Lewego.
-"Człowiek, który pogrążył Real uwikłany w próbę zabójstwa Kuby Błaszczykowskiego"- grzmiał dziennikarz, przyoblekając swą twarz w odpowiednią do okazji mimikę.
- Rozumiesz coś z tego?- Martyna bezskutecznie próbowała połączyć się z Wasylem, ale jego komórka nie odpowiadała.
- Nie mam pojęcia co Lewy chciał zrobić Kubie?- jęknęła Agnieszka również bezskutecznie wydzwaniając do Kuby. - Zabiję go jeśli mu coś zrobił!
Kilka minut później drzwi warszawskiego mieszkania Błaszczykowski otworzyły się a w holu stanął nie kto inny jak Kuba, za nim dreptał wściekły Wasyl.
- Kuba!- Agnieszka rzuciła aparatem i wpadła w ramiona męża, tuląc go do siebie i płacząc.- Myślałam, że on coś ci zrobił!-jęknęła
Serce Błaszczykowskiego drgnęło delikatnie, Aga musiała go bardzo kochać, skoro tak martwiła się o jego życie. Zdarzenia dzisiejszego dnia wprawiły go w totalne osłupienie, ale gotów był znieść wszystko, byle do końca życia móc z nią być.
- Nic mi nie jest.- pocałował ją w czoło.- Martyna mogłabyś nas zostawić samych?- zwrócił się do kuzynki, która niechętnie wyszła z pokoju.
- Ale ja chcę się...- nie dokończyła, bo Wasyl zamknął jej usta pocałunkiem a potem wypchnął z salonu, starannie zamykając drzwi.
Kapitan wziął za rękę swoją małżonkę, dziękując w duchu najwyższej instancji, że ma w ręku dowody na swoją niewinność.
- Aga ja...- zaczął, ale dziewczyna przerwała mu pocałunkiem.
Przygarnął ją do siebie oddając pieszczotę z taką pasją, że jeszcze moment a wylądowaliby na kanapie, zapominając o całym świecie. Błaszczykowski niechętnie oderwał się od kuszac warg Agnieszki, biorąc jej twarz w swoje dłonie. Kobieta patrzyła na niego a w jej wzroku nie było już gniewu i urazy, była tylko wszechogarniająca miłość.
- Kuba wierzę ci.- szepnęła cichutko a po jej policzku spłynęła łza.- Wierzę ci kochany i błagam o wybaczenie. Nigdy nawet na sekundę nie powinnam w ciebie zwątpić.
- Skarbie, miałaś powód. Leżałem nagi z Emilią, ale mam dowody na to, że wszystko to była sprawka Lewego. Nienawidził mnie tak bardzo, że chciał zniszczyć mi karierę a potem zabrać mi jedyną miłość w moim życiu, nie przewidział jednak tego, że sam się w tobie zakocha.
- Nigdy nie dawałam mu nadziei. Rozmawiałam z Martyną i wiem Kuba, że po moim wypadku to ty przy mnie czuwałeś. Przełamałeś dumę, chociaż byłeś przekonywany przez Emilię, że zdradzałam cię z Filipem. Kochałam go, ale teraz wiem, że gdyby nie zginął wtedy, to i tak nigdy nie byłabym z nim szczęśliwa. Przez wiele lat zagłuszałam uczucie do ciebie kochany. - popatrzyła na niego załzawionymi oczami.
Błaszczykowski również płakał.
Prawdziwi faceci nie powinni wstydzić się swoich łez, tym bardziej że były to łzy szczęścia. Po tylu jałowych latach bez siebie, odzyskanej miłości a potem próbie jej zniszczenia przez Lewego, w końcu odnaleźli się na nowo.
Ich usta na nowo połączyły się ze sobą w pieszczocie, która wyeliminowała otaczającą ich rzeczywistość.
Jakiś czas potem oboje uśmiechnięci weszli do kuchni, gdzie Martyna demonstracyjnie nie odzywała się do Wasyla.
- Pogodziliście się.- Wasilewski uśmiechnął się od ucha do ucha. - Teraz trzeba pokazać nagranie Piszczkowi.
- Jakie nagranie?- zapytała wściekła lekarka.- Dlaczego ty nic mi nigdy nie mówisz! Jestem twoją...- nie dokończyła łapiąc się na tym co chciała powiedzieć.
- Tak jesteś moją dziewczyną skarbie, nie bój się tego słowa.- stoper zaśmiał się przytulając naburmuszoną Brzęczek do szerokiej piersi.
- Nie bierz mnie pod włos Wasilewski.
- Spokój.- wtrącił się Kuba.- Aga nie widziała nagrania, nie potrzebowała bo uwierzyła mi na słowo.
- Ale ja nie widziałam! - obruszyła się Martyna. - Co tam jest.
- Czarno na białym wina Lewego i Emilii. - odpowiedział spokojnie Wasyl.
- Suka.- warknęła Martyna.- Ile jeszcze zrobiłaby ci syfu, gdyby nie wpadła pod ten samochód?
- Wybaczyłam jej. Dostała od losu z nawiązką a wiem, że jej życie nie było do końca tak różowe jak mogłoby to wyglądać z boku. - Aga przytuliła się do Kuby.
- A Piszczu? Dalej to przeżywa a w tym tygodniu ma mieć operację.
- Pojadę do niego. Trener zwolnił mnie z obowiązków w końcu nie grałem za dużo w tym sezonie a pora przetestować młode wilki. - zaproponował Wasyl na co reszta grupy od razu przystała.
Martyna chciała pojechać z nim, ale Kuba musiał wracać na zgrupowanie do Warki a Aga nie chciała sama podróżować z dzieciakami. Jeszcze dzisiaj miały wyjechać do Truskolasów by stamtąd udać się na zbliżający się mecz z Liechtensteinem.
- Odprowadzę cię.- Martyna wyszła za Wasylem a Kuba korzystając z chwili, znowu pocałował Agnieszkę.
- Nadrobimy to szybko. - rzekł gdy udało im się oderwać się od siebie.
- Mam nadzieję kochanie.- przytuliła się do niego z sercem przepełnionym szczęściem.
Zgodnie z zapowiedzią Wasyl ruszył niezwłocznie do Monachium. Pogadał od serca z Piszczkiem i upewnił się, że przyjaciel daje sobie radę, oraz że wie już o wszystkim, od Emilii i z telewizji.
Piszczu był wprawdzie blady i widać było, że cała sprawa mocno nim wstrząsnęła, ale jakoś to wszystko pomału przetrawiał i segregował sobie w głowie. Widać było, że się trzyma i że sobie poradzi, gryzł się natomiast długością koniecznej rekonwalescencji. Panowie porozmawiali o trudach rehabilitacji, wymienili doświadczenia, Wasyl wsparł Piszczka jak tylko potrafił i upewniwszy się, że ogarnął całość zagadnienia jak należy, poleciał jak na skrzydłach do Warszawy.
Dwa miesiące później państwo Błaszczykowcy siedzieli przy ogrodowym stole, całując się nieprzerwanie. Katia i Ksawier bawili się nieopodal na trawie, a zachodzące słońce złociło ich główki swymi promieniami. Pachniało świeżą trawą i różami, gdzieś w zaroślach ćwierkał samotny świerszcz.
Sielankowy ten obraz zakłóciła nagle seria gromkich kaszlnięć, dochodząca od strony domu, w pełni godna konającego gruźlika. Kuba i Aga podskoczyli, odrywając się od siebie i obejrzeli się w kierunku źródła dźwięku. Był nim Wasyl, niosący w rękach wielką tacę, załadowaną koktajlami mlecznymi i miseczkami z czereśniami, przeznaczonymi dla dzieci, oraz kieliszkami, pojemniczkiem z lodem i szklanym dzbankiem, zawierającym w sobie spritzera.
- Zrobiliśmy wam mały remanent w kuchni - stoper wyszczerzył się spoza swego ładunku.
- A gdzie Martyna? - zapytała Aga. - Też coś niesie?
- Niosę - lekarka wyjrzała zza szerokich barów Wasyla. - Słomki.
Błaszczykowscy prychnęli śmiechem, a Wasyl westchnął.
- To się nazywa sprawiedliwy podział obowiązków - rzekł, stawiając tacę na stole.
- No co? - zdziwiła się Martyna. - To jest bardzo sprawiedliwy podział. Ty masz bicepsy, to nosisz ciężary.
- Jesteś wątła niczym piórko na wietrze, szczególnie odczuł to nasz sąsiad, który odezwał się chamsko do pani sprzątającej. - zaśmiał się Wasyl
- Martyna jest znana z rozbojów.- od strony furtki nadchodził Łukasz, lekko jeszcze utykając, ale zadziwiając szybko wracającą sprawnością.
Operacja w Monachium dała oczekiwany efekt a obrońca z dnia na dzień odzyskiwał sprawność. Nie był może herosem na miarę Wasyla, który z dużo gorszego urazu wyszedł w rekordowym czasie, ale klubowi lekarze byli pełni optymizmu. Przy dobrych wiatrach w połowie października będzie mógł rozegrać mecz.
Zależało mu na tym, bo samotność i rehabilitacja nie wpływała dobrze na jego popękane serducho.
Wybaczył Emilii jej świństwa, ale nie potrafił o niej zapomnieć. Dwukrotnie spotkał się z Ingrid, jego osobistą rehabilitantką, dziewczyna była śliczna jak marzenie, ale nie mógł jej zwodzić z prostego powodu. Nie była Emilią.
Rozsiadł się na krześle ogrodowym patrząc na szczęśliwych przyjaciół.
- Piszczu ty lepiej powiedz czy nie będzie trzeba amputować ci nogi.- Wasyl wskazał na nogę w stabilizatorze.
- Będę żył. Ingrid sprawia cuda.- uśmiechnął się kątem ust, ale w jego oczach widać było smutek.
Mini przyjęcie trwało do późnych godzin w ogrodzie niezapowiedzianie pojawił się trener Klopp z małżonką, Marco Reus z Caroline, bliźniaki Bender i Roman Weidenfeller z Sebastianem Kehlem.
Ciemne piwo lało się strumieniami a Jurgen przejął we władanie grill ogrodowy na którym rozłożył wielkie połacie mięsa i kiełbasy.
Łukasz nie pił, bo nie pozwalały mu na to przyjmowane leki, ale też nie miał ochoty na spożywanie procentowych trunków. Gdzieś w okolicach północy przez nikogo nie zauważony wyszedł z przyjęcia wsiadając w swoje błękitne audi R8.
Skierował się ku centrum, chociaż jego dom znajdował się kilka przecznic od posiadłości Błaszczykowskich.
Kilkanaście minut później z bijącym sercem stał przed drzwiami do mieszkania Emilii Strzelczyckiej.
Emilia po ciężkim dniu w filharmonii w której aktualnie pracowała, usiadła na kanapie bezmyślnie oglądając powtórkę serialu w telewizji. Chociaż patrzyła na ekran, gdyby ktoś zapytał o fabułę, nie wiedziałaby o niej nic.
Jej myśli krążyły wokół ludzi, których skrzywdziła, zwłaszcza Łukaszu którego nie mogła wyrwać z swojego serca.
Główni bohaterowie seriali złączyli się właśnie w namiętnym pocałunku, podczas gdy Emillia wypłakiwała w poduszkę cały ból, który dźwigała od dwóch miesięcy. Rodzice byli wobec niej chłodni do Agnieszki i Kuby nie miała odwagi się odezwać a z resztą "przyjaciół"nie chciała utrzymywać kontaktów. Zmieniła się, praca w filharmonii i lekcje muzyki w domu dziecka uczyły ją cierpliwości i wytrwałości, ale dobre uczynki nie wrócą jej miłości Łukasza.
Dziewczyna łkała żałośnie, kryjąc twarz w dłoniach a płacz powoli przeradzał się w ciche pochlipywanie.
- Łukasz...- powtarzała raz po raz.
Straciła poczucie czasu, gdy wydarzyła się rzecz, której nigdy by się nie spodziewała. Ktoś przysiadł obok niej na kanapie, biorąc delikatnie w ramionach i całując we włosy. Uniosła zapłakaną twarz patrząc wprost w błękitne oczy Łukasza, oczy w których dojrzała współczucie i przebaczenie a także rzecz najważniejszą...miłość.
Piszczek nie myślał się zbyt długo, ujął twarz Emilii w swoje dłonie a jego ciepłe usta opadły na jej drżące, słone wargi mokre od łez. Całował ją delikatnie, wkładając w pieszczotę nagromadzoną przez miesiące tęsknotę i niegasnące uczucie.
- Łukasz ja...- jęknęła Emilia, gdy obrońca błądził ustami po jej szyi, wzbudzając w tym falę pożądania.
- Ciii.- przerwał pieszczotę patrząc na nią z uśmiechem.- Kocham cię Emilia, kocham i nigdy nie opuszczę!
Emilia rozpłakała się jeszcze bardziej, bo po wszystkich podłościach jakie popełniła w życiu, los nie odebrał jej miłości życia.
- Ja ciebie też kocham.- rzuciła mu się na szyję, śmiejąc się w głos.
Epilog
Szatnia drużyny Omega Kleszczów powoli pustoszała. Ostatni zawodnicy zabierali rzeczy z poobijanych szafek i wychodzili ze swoimi torbami, spiesząc się do domów, aby czym prędzej wziąć prysznic, bo ten w klubie od dawna nie działał, dostarczając jedynie wodę lodowatą, pomarańczową od rdzy i cieknącą w skąpych ilościach. Czerwcowy upał wlewał się przez otwarte drzwi, albowiem klubowy budżet na ten sezon nie obejmował remontu popsutej wentylacji, a o klimatyzacji nie było co marzyć. Skutkiem tego w szatni panował zawsze niemiłosierny zaduch, mieszanka woni spoconych ciał, brudnych skarpet i stęchlizny.
W końcu w pomieszczeniu został tylko jeden człowiek, mężczyzna, w stroju piłkarza, siedzący na ławce i gapiący się tępo na betonową posadzkę, usianą śmieciami, opakowaniami od frytek z McDonalda (otworzyli naprzeciwko stadionu) i przepoconymi fragmentami piłkarskiej garderoby. Człowiekiem tym był Robert Lewandowski.
Nie wiodło mu się po tej aferze z Błaszczykowskim, oj nie. Jego kariera międzynarodowa załamała się z hukiem, żaden klub go nie chciał, musiał więc wrócić do Legii. Tam nie zagrzał długo miejsca, bo ściął się z prezesem, poza tym jakoś mu z tym strzelaniem nie szło no i po połowie sezonu było pożegnanie. Potem wzięła go Jaga, ale tam nikt go nie rozumiał, nie doceniał no i mu się przelało, spuścił wpierdol sędziemu, podczas meczu. Klops. Dyscyplinarka. Nikt w ekstraklasie go już nie chciał, a żyć z czegoś trzeba było, długi spłacać też. No to brał co dawali, ale z grą dalej mu nie szło. Nie podawali mu, czy coś. I zjeżdżał coraz niżej, aż w końcu wylądował w tej całej zafajdanej Omedze, w jakiejś pieprzonej trzeciej lidze.
A mógł być wielki. Mógł zagrać w Realu, gdyby tylko nie ten Błaszczykowski! Musiał się wpierdolić i wszystko popsuć...
Lewandowski otarł pot z pryszczatego czoła. Alkohol i regularne stołowanie się w McDonaldzie popsuły mu cerę, zaczął mieć też problemy z wagą. Trener nazwał go ostatnio spasionym wieprzem, dobre sobie. Jego, człowieka o którego ubiegały się wszystkie poważne europejskie kluby!
Zgrzytnął zębami i podniósł się z ławki. Podszedł do swojej szafki, szarpnął drzwiczki. Kurwa, znowu się zacięły. Kopnął szafkę, aż zadzwoniło i uraził się przy tym boleśnie w duży palec. Pierdolony złom, pomyślał. Popatrzył na stopę zastanawiając się, jak mocno stłukł ten cholerny palec i czy trener nie posadzi go na ławkę i zdał sobie sprawę, że stoi na gazecie.
Cofnął nogę. Gazeta był nieaktualna, z końca maja, na pierwszej stronie zaś miała wielkie zdjęcie, przedstawiające piłkarzy, świętujących jakieś zwycięstwo. Rozpoznał ich od razu, BVB. Prychnął wzgardliwie, ale podniósł gazetę i przyjrzał się zdjęciu uważniej. Nagłówek głosił:
"Borussia wygrywa Ligę Mistrzów!"
Na zdjęciu wśród wiwatujących piłkarzy i ich bliskich, stał roześmiany Błaszczykowski, podtrzymując jednym ramieniem siedzącego mu na karku chłopca. Drugim obejmował Agnieszkę, piękną i promienną, którapzyciskała do siebie niemowlę, spoglądające w obiektyw okrągłymi, niebieskimi oczkami. Mała, jasnowłosa dziewczynka tuliła się do jej nogi, zerkając nieśmiało. Obok nich szczerzył paszczękę w szerokim uśmiechu Wasilewski, przy nim zaś stała ta lekarka, Brzęczek, z wyraźnym, ciążowym brzuchem. Na skraju zdjęcia zaś stał Piszczek, a właściwie nie stał, on się zachłannie całował z Emilią, oboje zaś trzymali za tłuste łapki kilkuletniego chłopaczka.
"Polskie trio w Borussii" przeczytał podpis pod zdjęciem. "Jakub Błaszczykowski, legenda światowego futbolu, z żoną Agnieszką, córką Katią, i synami Ksawierem i Jankiem; Marcin Wasilewski, trener sekcji młodzików w BVB i jego żona Martyna; Łukasz Piszczek, fenomenalny obrońca wraz z żoną Emilią i synem Kubą."
Lewandowski zmiął gazetę w kulę i kopnął ją do przepełnionego kosza na śmieci, ale nie trafił. Kurwa, zaklął w duchu, czemu to nie on tam stał, jako zdobywca pucharu Ligi Mistrzów, z Agą u swego boku? Dlaczego?
Z gorzkich rozmyślań wyrwał go głos sprzątaczki, pani Tereski.
- Czego to tu jeszcze siedzi? Ja posprzątać muszę!
- Odwal się babo - warknął. Pani Tereska jednak nie była od macochy. Bez namysłu trzasnęła go mokrym mopem przez łeb.
- Będzie mi tu pyskował gówniarz! - wrzasnęła. - Jazda mi stąd i naucz się starszych szanować!
Pomstując głośno na rozwydrzonych piłkarzyków zabrała się do sprzątania, a Lewy, zdzieliwszy szafkę kolejnym kopniakiem, przebrał się spiesznie i wyszedł.
Pani Tereska wyprostowała spracowany kręgosłup i ujrzała przez okno, jak zgarbiony Lewy oddala się wypełnioną światłem zachodzącego słońca ulicą, powłócząc nogami i wlekąc za sobą torbę.
- Głupi jakiś - mruknęła. - Los mu na talerzu wszystko podał, to mu mało było. No to teraz ma, co chciał!
Parsknęła i zaczęła energicznie zamiatać podłogę.
*Koniec*
__________________________________________________________________________
Cóż mogę napisać? Wiem, że rozdział pojawił się przed czasem, ale nie chcę pożegnania z tym opowiadaniem odkładać do poniedziałku. Jest mi bardzo ciężko, bo zżyłam się z bohaterami tej historii. Chciałabym Wam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze- naprawdę pisać dla takich czytelników to dla mnie zaszczyt!
Mam nadzieję, że do zobaczenia na Obsesji!
Pozdrawiam Was serdecznie Fiolka :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie wiem co napisać. Po prostu Ci bardzo dziękuję za emocje, wzruszenie, za wszystko.
OdpowiedzUsuńDlaczego to już koniec? Dlaczego? Ja chce więcej. A jednak Kubuś i Aga doczekali się swojego dzidziusia. Szkoda mi Lewego ale sam sobie na to zasłużył. Opowiadanie jak wszystkie twoje twórczości jest cudowne. Zapraszam do siebie : www.stadion-oszalal.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo już koniec? NIEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!1 :( I nie będzie więcej Kubulka? :((((( Normalnie beczę przez ciebie, ty niedobra ty! Ale podoba mi się epilog, wszyscy szczęśliwi i zadzidziusiowani, a Lewy, tłusty i pryszczaty w trzeciej lidze. Uehehehe, należało mu się. A Piszczu to ma centralnie wielkie serducho, że wybaczył tej zołzie...
OdpowiedzUsuńEpilog okazał się happy endem. bardzo sie ciesze z tego powodu. Cieszę się że zycie bohaterów się w koncu ułozyło. Emilia zasłużyła sobie na szczęście, a Lewy? Nie jest mi go w ogóle żal. Zasłużył na taki los...
OdpowiedzUsuńTrudni mi się pogodzić z mysla ze to już koniec. Opowiadanie jedno z najlepszych jakie do tej pory przeczytałam. Życzę ci dalszej weny do pisania tak cudownych opowiadań. ;*
Koniec? Serio? Mam wrażenie, że dopiero co zaczęłaś:) Opowiadanie było cudowne, zakończenie - genialne. W skali od 1 do 10 daję 100;D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie kończysz blogowania, a i mała "Kubusiowa" przerwa nam nie zaszkodzi. Chociaż raz będzie miał udane życie:)
Pozdrawiam i życzę weny.
W.
My też się zżyliśmy ! To było/nadal jest świetne opowiadanie, będzie mi go brakowało, ale cieszę się, że powstaje nowe, na pewno tam zajrzę.
OdpowiedzUsuńLewandowski skończyłeś w czarnej... dupie ! Dobrze Ci tak ! Za dużo chciałeś !
Podoba mi się ten epilog, jest świetny ! :)
Pozdrawiam i życzę weny :)
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
jejciu nie mogę uwierzyć że to już koniec, strasznie przywiązałam się to tego opowiadania i będzie mi go brakowało, ale cieszę się że skończyło się tak szczęśliwie, trochę mi szkoda Lewego no ale cóż zasłużył sobie w pełni na to wszystko ;)
OdpowiedzUsuńżyczę weny przy następnych na pewno równie wspaniałych opowiadaniach ;*
pozdrawiam ;)
Dlaczego to już koniec? ;( Ja nie chcę się żegnać z tym opowiadaniem! ;(( Po prostu uwielbiam je i trudno będzie mi się z nim rozstać...
OdpowiedzUsuńTa ostatnia część wyszła Ci fenomenalnie. Jak ja lubię szczęśliwe zakończenia :) Tylko ten Lewy jakoś "zdziadział" :D Mógł mieć wszystko, nie ma teraz nic. Bywa ;)
Czekam z niecierpliwością na nowe opowiadanie :)
Pozdrawiam
Cóż, co mogę napisać? Szkoda, że już koniec, dziękuję Ci za tyle miesięcy emocji ;)To było, jest i będzie jedno z ulubionych opowiadań :) Na początku tego opka nie lubiłam Emilki, ale na koniec już tak. Więc cieszę, że jest z Piszczkiem :) Dziecko Błaszczykowskich? Cuda zdarzają :D Lewy w 3 lidze? Zasłużył na to :D
OdpowiedzUsuńLubię takie happy end :)
Na pewno przeczytam nowe opowiadanie ;)
Pozdrawiam ;)
Szczerze to będzie mi barować tego opowiadania, tego Kuby, tego Piszczka, tego Wasyla, tego Lewego. Tworzyli kolorową historię. Lubiłam lekkość i humor tego opowiadania, prosto ale intrygująco, masz wyobraźnie ;) Ciesz się ze szczęśliwego zakończenia dla wszystkich, a przykład Lewego w epilogu jest świetnym morałem całej historii, dziękuję i do zobaczenia na Piszczku ;>
OdpowiedzUsuńZnowu koniec : ( dopiero co skończył mi się twój blog o Tytku, a teraz znowu ten, ech.. dwa najlepsze opowiadania jakei czytałam! To było mistrzostwem świata! :) Gratuluje pomysłu ; * pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJejku, świetne zakończenie.
OdpowiedzUsuńNo i się Aga z Kubą jednak doczekali własnego dzidziusia ;)
I Łukasz wybaczył Emilii.
I Wasyl z Martyną.
Śmiać mi się chce z tego Lewego w Omedze Kleszczów :P No cóż, starał się o taki koniec bardzo.
Smutam, że to już koniec, ale cieszę sie, że szczęśliwy :)
buziaki :*
Świetne zakończenie świetnego opowiadania! Lewemu należało się za te wszystkie krzywdy, które wyrządził. Emilka też święta nie była, ale zmieniła się ;). No i ten happy endzik z dziećmi mnie rozwalił na łopatki! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję ci za to opowiadanie, bo nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak często twoje rozdziały wprawiały mnie w dobry nastrój ;). Teraz z chęcią będę czytać 'Obsesję' i z pewnością będzie tak samo dobre jak to. :)
Pozdrawiam. ;)
Ach...dlaczego?!?!?! ta historia się skończyła??. Ale nigdy nie zapomnę tych chwil kiedy czytałam tego bloga i razem z bohaterami śmiałam się, płakałam i byłam pełna dumy ;). Nie wiem dlaczego ale tak mam, że jak się w coś wczuje to po prostu tak to przeżywam....:/. Ale zakończenie świetne!! dobrze że wszystko się ułożyło, a Lewy...no cóż bywa...:)
OdpowiedzUsuńNo tak wszystko co dobre szybko się kończy... ;). Historia świetna, twoje blogi zresztą też piszesz doskonale, jeszcze nigdy żaden blog mnie tak nie wciągnął i na pewno będę czytać Obsesjeee...:D
OdpowiedzUsuńSuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper!!!!! Szkoda że już się skończył ,bardzo przywiązałam się do tego bloga : ) . Dziękuje ci kochana za te wszystkie chwile spędzone z tym blogiem. , za te wszystkie łzy które wypłakałam przy smutnych momentach. No i oczywiście za to że momentami śmiałam się jak jakaś wariatka do monitora. :P. Zapewniam cię że na nowego bloga napewno będę zaglądała , no i czytała oczywiście . : *
OdpowiedzUsuńJak szkoda że to już koniec tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńNaprawdę było warto poświęcić trochę czasu aby przeczytać tak wspaniałe i oryginalne opowiadanie ;)
Pozdrawiam i życzę więcej takich świetnych opowiadań ; d
Po pierwsze dziękuję Ci za całe to fantastyczne opowiadanie. Zawsze bardzo chętnie je czytałam i zawierało ciekawą fabułę. Ciesze się, że Aga i Kuba są razem, bo na to zasługiwali. Lewego spotkał ciężki los ale sam sobie na to zapracował. Ma to na co zasłużył. Emilia w przeciwieństwie do niego się zmieniła i dostrzegła swoją głupotę. Doczekała się nawet dzidziusia z Piszczkiem:)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję za to opowiadanie!
Pozdrawiam:)
Szkoda, że to już koniec tej historii, bo bardzo ją lubiłam. Ale cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło :)
OdpowiedzUsuńDziękuje że napisałaś takie opowiadanie. Może zabrzmi to banalnie, ale uczy czegoś, w przeciwieństwie do reszty tych bohomazów. Miałam dziwne wrażenia, od samego początku, że w epilogu Lewy się zabije. Serio, nawet miałam taką nadzieję. Ale nie i tak jest lepiej :) Dzięki i czekam na Obsesje! ♥
OdpowiedzUsuńnajbardziej cieszy mnie to, że Kuba i Aga doczekali się własnego syna, w ogóle się tego nie spodziewałam. Do tego Piszczu wybaczył Emilce i teraz tworzą szczęśliwą rodzinę, Martyna z Wasylem spodziewają się dziecka i wszystko dobrze się skończyło. No oczywiście, pomijając Lewego :D.
OdpowiedzUsuńChociaż rzadko komentowałam rozdziały, to przeczytałam je wszystkie. Bardzo mi się podobało!!
Opowiadania o Kubie wychodzą ci świetnie, ale cieszę się, że aktualnie postawiłaś na Łukasza :)
Pozdrawiam!
Hej :)
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od tego że już kiedyś trafiłam na tego bloga ale to było daaawno jak dodałaś kilka rozdziałów. Od razu mi się spodobał ale rak jakoś wyszło że o nim zapomniałam. Jednak ostatnio miałam przebłysk i przypomniał mi się tytuł tego właśnie bloga. Nadobiłam zaległości i muszę Ci powiedzieć że masz ogromny talent. Piszesz bardzo ciekawie. Czytając to opowiadanie chwilami miałam ochotę płakać a chwilamj śmiać się w głos. Z tego co wiem jest to drugie twoje opowiadanie jakie przeczytałam i jestem zachwycona bo źadko spotyka się blogerki z takim talentem i wyobraźnią. Napewno zajżę na twojego nowego bloga i serdecznie zapraszam na swojego. Może nie jest tak dobry jak twój ale się staram :) Pozdrawiam :***
Jak dobrze, że Agnieszka wybaczyła Kubie. Niezmiernie cieszę się z ich szczęścia, bo oboje zasługiwali na coś wspaniałego.
OdpowiedzUsuńEpilog totalnie mnie zaskoczył, ale Lewy od samego początku zasługiwał na takie traktowanie i niech teraz nie narzeka. Wcześniej próbował rozbić czyjeś życie, więc niech sam zobaczy co to znaczy nieszczęśliwe funkcjonowanie.
Pozdrawiam ;**
Przeczytałam wszystko co miałam do nadrobienia i nie chcę by to opowiadanie się skończyło. Ale zakończenie było naprawdę boskie - szczególnie prolog i pokazanie największego przegranego, który kontrastował z wygranymi. Cieszę się, że ich losy tak dobrze się potoczyły i że wszyscy jakoś przetrwali ten kryzys. Nawet po tym zakończeniu Emilkę jakoś łatwiej jest polubić. Chciałabym jeszcze przeczytać jakieś twoje opowiadanie z Kubą w roli głównej, więc mam nadzieję, że kiedyś jeszcze o nim napiszesz. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo już koniec?! Jeju jak to szybko zleciało... Jednak cieszę się bardzo ze szczęścia Agi i Kubulka :) wogóle cud, miód i maliny :* a Lewy ma za swoje!
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Awards. Więcej tutaj
http://angel-in-dortmund.blogspot.com/2013/07/liebster-awards_5.html
Ojej! Strasznie kochałam to opowiadanie, no ale z każdym trzeba się pożegnać! Szkoda, bo było cudowne! Oczywiście nigdy o nim nie zapomnę i będę czytała Twoje nowe opowiadanie! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
Szkoda, że to koniec. Jednak bardzo w fajny sposób zakończyłaś to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wszystko zakończyło się szczęśliwym finałem. No i Agnieszka i Kuba w końcu się pogodzili. Uwierzyła mu, więc jedynie co można zrobić to cieszyć się ich szczęściem.
W jakimś momencie tego ostatniego odcinka było mi żal Piszczka. Smutno mi się zrobiło, że on tak sam tam siedział na tej imprezie. Jednak, kiedy pojechał do Emilii to z jednej strony myślałam, że złą decyzję podjął. Natomiast z drugiej, kiedy wyznali sobie miłość odetchnęłam z ulgą i uznałam, że to było najlepsze rozwiązanie z możliwych :D
Jeśli tyczy się epilogu to po prostu fenomenalny. Idealny kontrast - Lewy miał wszystko, a skończył w zupełnie innym miejscu jako piłkarz. Normalnie mistrzostwo :D
Pozdrawiam.
Jedno słowo: zajebiste.
OdpowiedzUsuń#2016